NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI
Robert Szmarowski Robert Szmarowski
2184
BLOG

ZALEŻNI - NIEZALEŻNI

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 1

 

Gdy konieczność działania w interesie funkcjonariuszy koliduje z koniecznością działania w interesie przełożonych, dochodzi do konfliktu interesów. Sprzeniewiercy nie widzą w tym nic złego. Oni bowiem nie mają dylematu, czyj interes jest nadrzędny. Zawsze jest to interes przełożonych.


Nazwa większości central związkowych, zrzeszonych w Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowych składa się z trzech członów.

Pierwszy człon zawiera atrybuty opisujące sposób funkcjonowania - „niezależny”, „samorządny”. Drugi człon odnosi się do charakteru organizacji – „związek zawodowy”. Trzeci człon wskazuje na środowisko zawodowe, którego dany związek jest organem przedstawicielskim – „funkcjonariuszy Straży Granicznej”, „funkcjonariuszy i pracowników więziennictwa”, „policjantów”, „pracowników pożarnictwa”, „strażaków”.

Powtarzane jak refren, w pełnym brzmieniu, albo w formie skrótu, nazwy central związkowych zatraciły swą konotację. To znaczy, znamy te nazwy, ale przestajemy uświadamiać sobie, co tak naprawdę oznaczają. Zdaniem autora, w zrozumieniu sensu nazw naszych organizacji przedstawicielskich leży rozwiązanie zagadki „skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle?”.

Należy na nowo uświadomić sobie, o czym mówimy, gdy mówimy o Niezależnym Samorządnym Związku Zawodowym, reprezentującym dane środowisko.

NIEZALEŻNY - OD KOGO?

Słowo „niezależny” oznacza „niepodporządkowany komuś, czemuś” (Słownik Języka Polskiego).

Niezależność od strony służbowej, to konstytutywna cecha związków zawodowych. Są one niezależne od zachcianek przełożonych, od kaprysów dowódców, od nacisków generowanych przez ogniwa struktury organizacyjnej danej formacji. To jest główne źródło mocy organizacji związkowej. Nie musimy uwzględniać punktu widzenia dowódców. Wręcz przeciwnie, w niektórych sytuacjach nasz przedstawicielski mandat obliguje nas do zanegowania służbowego punktu widzenia. Mamy to „wypisane na czole”, czyli w nazwie.

Jest spora liczba działaczy związkowych, którzy wkładają całe serce w nadanie realnego kształtu tej idei, która zawarta jest w określeniu „niezależny”. Kierowane przez nich organizacje terenowe zachowują niezależność, choć koszt bywa wysoki. Sformułowanie „mieć na pieńku z komendantem”, zdaje się trafnie oddawać istotę zagadnienia.

Niestety jest też spora liczba działaczy, którzy albo niezależność rozumieją opacznie, albo świadomie się jej sprzeniewierzają. Ten pierwszy typ obejmuje osoby niezależne od tych, którym z tytułu piastowanych funkcji, winne są właśnie największą służebność i pokorę. Tacy działacze czują się niezależni od funkcjonariuszy, których nominalnie reprezentują wobec strony służbowej.

Typ drugi, to świadomi sprzeniewiercy. Są to ludzie o niewygórowanym stopniu wrażliwości etycznej, którzy bez większych skrupułów łączą piastowanie funkcji związkowych i nierzadko wysokich funkcji służbowych. W przeciwieństwie do typu pierwszego, który błędnie definiuje kwestię bycia niezależnym, typ drugi hołduje pełnej zależności. Ale nie wobec funkcjonariuszy, o których prawa związek zawodowy ma walczyć, a wobec własnych przełożonych.

Status tych działaczy, to nic innego jak konflikt interesów. Konieczność działania w interesie funkcjonariuszy koliduje z koniecznością działania w interesie przełożonych. Co gorsza, sprzeniewiercy nie widzą w tym nic złego. Oni bowiem nie mają dylematu, czyj interes jest nadrzędny. Dla nich zawsze jest to interes przełożonych.

BŁĘDNA NIEZALEŻNOŚĆ

Jeśli przewodniczący krajowego szczebla organizacji związkowej otwarcie deklaruje, że nie zamierza tłumaczyć się przed nikim z podejmowanych przez siebie decyzji, to w ten sposób udowadnia, że błędnie rozumie kwestię niezależności związkowej.

Jeżeli na szczytach struktury związku zawodowego zapada decyzja o resecie forum dyskusyjnego, działającego pod auspicjami związku, to znaczy, że upodmiotowieniu uległ niewłaściwy komponent organizacji przedstawicielskiej. W sytuacji prawidłowej, podmiotem są masy związkowe i niezrzeszone masy funkcjonariuszy, tworzące dane środowisko zawodowe. Aparat związkowy pozostaje wobec tych mas służebny. Upodmiotowienie aparatu może prowadzić do sytuacji patologicznych. Takich właśnie, jak reset forum, spowodowany spiętrzeniem ocen krytycznych wobec aparatu, wyrażanych w postach użytkowników.

Opisane działanie, to krok w kierunku zwyrodnienia organizacji, potocznie określanego, jako syndrom oblężonej twierdzy. Blokujemy forum, dotychczasowe jego zasoby udostępniamy w formie pasywnego archiwum, a korzystanie z odnowionego forum uzależniamy od weryfikacji personalnej, na podstawie numeru legitymacji związkowej. Pozornie nic złego się nie wydarzyło. Faktycznie, związkowe forum winno koncentrować się na sprawach związkowych. Faktycznie, odpowiedzialność za słowa wzrasta, gdy autor przestaje być anonimowy. Dodatkowa korzyść, to wreszcie święty spokój, wynikający z faktu uwolnienia się od wiecznie niezadowolonych malkontentów, zatruwających swoją frustracją zdrowy konstruktywny dyskurs. Pozornie nic złego nie zaszło.

Jednak prawda jest inna. Blokada forum, to blokada dyskusji. Dyskusja na forum jest najważniejszym sposobem swobodnej wymiany poglądów. W tym poglądów na kierunki działania organizacji związkowej. Pomimo, że fora dyskusyjne przeważnie zdominowane są tematyką błahą, albo aż do bólu przesiąknięte akcentami personalnymi, to jednak pozostają jedyną platformą wymiany opinii. I wielu uczestników dyskusji potrafi okiełznać własny zapał polemiczny, respektując meritum dyskursu.

Dla kogo jest związkowe forum dyskusyjne? Działacze błędnie-niezależni są przekonani, że dla związkowców. Nic bardziej mylnego. Forum jest dla wszystkich tych, którzy tworzą dane środowisko zawodowe. Związek to reprezentacja środowiska. Aparat związku, to egzekutywa, czyli władza wykonawcza, która może działać wyłącznie w oparciu o mandat przedstawicielski. To nie aparat dobiera sobie członków związku. To nie członkowie związku narzucają swój punkt widzenia pozostałym funkcjonariuszom. Wręcz przeciwnie. Związkowcy muszą wsłuchiwać się w głos mas. A aparat musi wychodzić na przeciw oczekiwaniom związkowych dołów. A zatem związkowe forum dyskusyjne jest dla wszystkich. Związkowcy mogą i powinni wykorzystywać je jako źródło wiedzy o nastrojach w środowisku, albo jako środek przekazu dla własnej argumentacji, czy dla zdania sprawy z podejmowanych przedsięwzięć. W pierwszej kolejności taki sposób wykorzystania forum dedykowany jest dla przewodniczących wszelkich szczebli związkowej struktury. Poczynając od szczebla centralnego.

Weryfikacja personalna użytkowników forum, to nic innego jak knebel. Pomimo, że wiarygodność anonimowych dyskutantów jest często niska, to jednak bardzo wielu spośród tych, którzy mają dużo i mądrze do powiedzenia, nigdy nie zdobędzie się na wystąpienie pod własnym nazwiskiem. Powód jest prozaiczny, to obawa o własne bezpieczeństwo dyscyplinarne. Przełożeni są przecież ludźmi. A wśród ludzi czasem zdarzają się mściwe kanalie. Najczęściej pod własnym nazwiskiem na forum wypowiadają się albo nadworni „podnóżkowi”, albo odważni straceńcy, albo wysoko postawieni apologeci władzy, albo stateczni myśliciele, których opinie są tak wyważone, że aż zbędne. Niestety, prawdziwe problemy sygnalizowane są anonimowo, bo tylko dzięki anonimowości ludzie decydują się te problemy zgłaszać.

Na czym polega syndrom oblężonej twierdzy? Krytykę naszego postępowania, jako organu przedstawicielskiego, wyrażaną przez tych, których reprezentujemy, zaczynamy odbierać personalnie, tracąc z pola widzenia jej merytoryczny sens. Pokusa, aby odgrodzić się od tej krytyki, jest na tyle silna, że prowadzi do „ufortyfikowania” własnego punktu widzenia i postrzegania adwersarzy, jako osobistych wrogów. Jeśli opisywana postawa udziela się całemu zarządowi krajowemu organizacji związkowej, to tworzący go działacze przekształcają się w załogę oblężonej twierdzy. W interesie oblężonych leży uszczelnienie i redukcja ogniw obiegu informacji. Wszak oblegający mogliby uzyskane informacje wykorzystać do własnych, niecnych celów. W efekcie zostaje wydany rozkaz: forum dyskusyjne zresetować!

Szare masy i tak nie zasługują na to, aby z czegokolwiek tłumaczyć się przed nimi. A krzykacze i wichrzyciele jedynie przeszkadzali w realizacji związkowej misji.

Tak oto przejawia się błędna niezależność. To oczywiście jeden z licznych przykładów. Im jest ich więcej, tym słabszy jest przedstawicielski mandat związków zawodowych. Fortyfikując się w twierdzach, oblężone zarządy skutecznie zniechęcają funkcjonariuszy do masowego poparcia dla inicjowanych przez stronę związkową wystąpień w obronie naszych praw.

KONFLIKT INTERESÓW

Przewodniczący terenowej organizacji związkowej, będący jednocześnie kierownikiem komórki organizacyjnej w jednej z placówek Straży Granicznej, tak bardzo zatroszczył się o dobry nastrój komendanta oddziału, że łamiąc statutowe procedury, jednoosobowo i arbitralnie, wydalił z szeregów organizacji innego działacza. Wydalony rzekomo zbierał podpisy związkowców pod pismem, którego treść miała być obraźliwa dla komendanta oddziału. „Rzekomo” i „miała być”, ponieważ fakty okazały się inne i związkowy zarząd wyższego szczebla decyzję o wydaleniu uchylił.

Skoro uchylił, to w czym problem?

Po pierwsze złamano procedury. Ale o tym trochę później. Po drugie, co to za związkowiec, który bardziej dba o dobrostan swoich przełożonych, niż o przyzwoite warunki pracy swoich kolegów, w tym kolegów – związkowców? Tylko jeden typ związkowca ma tak nieadekwatne pojęcie o tym, czym jest związek zawodowy i z czym wiąże się piastowanie związkowych funkcji. Ten typ, to sprzeniewierca, uwikłany w konflikt interesów. Konflikt, z którego wybrnął w ten sposób, że prymat dał umizgom wobec przełożonych w strukturze służbowej.

Funkcjonariusz, który dopuści się obrazy komendanta oddziału, podlega odpowiedzialności dyscyplinarnej. Ale zanim ją poniesie, należy udowodnić mu winę. Są komórki organizacyjne i szczegółowe procedury, którymi dysponuje przełożony, właściwy w sprawach dyscyplinarnych. W tej puli nie mieści się terenowa organizacja związkowa, działająca na szczeblu placówki (komisariatu).

Przewodniczący innej organizacji związkowej odmówił przyjęcia do organizacji funkcjonariusza, wobec którego właśnie toczyło się postępowanie dyscyplinarne. Uzasadnienie odmowy: jeśli pana przyjmiemy, będziemy musieli stanąć w pana obronie, a nie chcemy konfliktu z kierownictwem jednostki. Gdyby powiedział to zwykły tchórz, może sprawa nie byłaby tak kuriozalna. Wszak nie każdy związkowiec ma odwagę godną samurajów. Ale te słowa wygłosił nie zwykły tchórz, a tytularny pełnomocnik kierownika jednostki organizacyjnej. Czyli bezpośredni podwładny komendanta. Perspektywę komendanta można zrozumieć. Jeśli uda mu się wprowadzić do struktury związkowej oddanych sobie ludzi, to będzie miał spokój, a organizacja związkowa będzie tego spokoju gwarantem. Zrozumienie perspektywy nie jest tożsame z przyjęciem jej jako własnej. Związkowiec, który odmawia przyjęcia kogoś do związku, sprzeniewierza się idei popularyzacji członkostwa. Związkowiec, który wymiguje się od wypełnienia jednego z naczelnych celów organizacji, to znaczy monitorowania postępowań dyscyplinarnych, przemienia prowadzoną przez siebie organizację w filię struktury służbowej.

Związki zawodowe powołano do tego, aby w pierwszym rzędzie broniły praw funkcjonariuszy. Czasem występowanie w obronie tych praw, oznaczać może wejście w konflikt z kierownictwem. Ale nie to jest ważne, czy dojdzie do konfliktu, czy może uda się go uniknąć. Ważne jest, w jaki sposób ten konflikt będzie przebiegał i czy doprowadzi on do konstruktywnych rozstrzygnięć. Dyspozycyjny aparatczyk nigdy tego nie pojmie. Dyspozycyjny aparatczyk będzie z dumą głosił, że jego organizacja kupuje sztandary na apel kierownictwa.

SAMORZĄDNY CZY SAMOWŁADNY?

Słowo „samorządny” oznacza „samodzielnie kierujący swą działalnością” (Słownik Języka Polskiego).

W Służbach Mundurowych nie ma demokracji i nie ma miejsca na demokrację. Ale w związkach zawodowych Służb Mundurowych demokracja jest podstawą działania. Funkcje związkowe są obieralne. Procedury związkowe i kształt organizacyjny, są pochodną wymogów stawianych instytucjom demokratycznym.

Jeśli przewodniczący terenowej organizacji wyrzuca kogoś ze związku zawodowego, bez postępowania dowodowego, bez wysłuchania osoby zainteresowanej, bez poddania swej decyzji głosowaniu uprawnionych członków organizacji, to nie jest samorządność. To jest samowładztwo.

Jeśli przewodniczący lokalnej organizacji przyjmuje od kandydata deklarację przystąpienia do związku, a potem przez trzy miesiące nie nadaje jej biegu, to rażąco łamie statut. Jeśli potem mataczy i powołuje się na ryzyko uwikłania organizacji w konflikt z kierownictwem z powodu toczącego się wobec kandydata postępowania dyscyplinarnego, to daje dowód na kompletną ignorancję w zakresie statutowych powinności związku zawodowego.

Oczywiście, jest komisja rewizyjna, są procedury odwoławcze. Ale ich uruchomienie może co najwyżej doprowadzić do uchylenia, bądź skorygowania bezprawnych decyzji. Sprawcy pozostają bezkarni. „Ktoś ich przecież wybrał” głosi wytarte związkowe porzekadło. To prawda. Ale czasami ten elektorat jest wynikiem skrupulatnej selekcji, nielegalnie prowadzonej przez pozostających w konflikcie interesów dyspozycyjnych aparatczyków.

ZWIĄZEK ZAWODOWY, CZY...?

Według Słownika Języka Polskiego „związek zawodowy” to „organizacja zrzeszająca funkcjonariuszy (pracowników) w celu reprezentowania i obrony ich praw”.

Hasło z Wikipedii przybliża istotę działania związku zawodowego:

„Podstawowym zadaniem związków zawodowych jest obrona interesów pracowników i działanie na rzecz poprawy ich sytuacji ekonomicznej i społecznej. Związki próbują więc przeciwdziałać zwolnieniom, kontrolują przestrzeganie kodeksu pracy przez pracodawców, zabiegają o wyższe pensje i lepsze warunki pracy dla pracowników. Często prowadzą również działalność samopomocową (np. fundusze strajkowe), edukacyjną (np. kursy przekwalifikowujące) i oświatową (np. kampanie informacyjne o prawach przysługujących pracownikom).”

Ani słowa o zakupie sztandarów. Ani słowa o kupczeniu ubezpieczeniami. Propagowanie sportu? Być może mieści się w formule związku zawodowego, ale nie jest naczelnym zadaniem. To merytoryczne kresy idei związkowości. Podstawowe zadanie związku zawodowego, to obrona praw funkcjonariuszy.

Gdy organizacja terenowa zaczyna skrzykiwać chętnych do wyjazdu na pikietę dwa dni przed terminem, to jest to związek zawodowy? Czy atrapa, utrzymywana dla zmylenia naiwnych i zniechęcania ofiarnych?

Czym więc jest organizacja, która odcina się od głównego celu, dla którego ją powołano? Czym jest organizacja, której prominentni działacze z dumą pokazują, na co trwonią fundusze pochodzące ze składek członkowskich? Czym jest organizacja, której ścisłe kierownictwo tłumi wewnętrzną dyskusję i gardzi popularyzacją członkostwa w niej? Czym jest organizacja, której aktywiści są jednocześnie bezpośrednimi podwładnymi tych, wobec których mają występować w obronie funkcjonariuszy?

Czy to mafia? Może spółdzielnia? Fasada? Klub sportowy? Kółko wędkarskie? Jakoś tak się składa, że określenie „związek zawodowy” przychodzi na myśl w ostatniej kolejności.

CZYJE ZWIĄZKI?

NSZZ Policjantów. NSZZ Funkcjonariuszy Straży Granicznej. I tak dalej.

Czy na pewno? NSZZ których policjantów? NSZZ których funkcjonariuszy SG? Jaki jest poziom uzwiązkowienia w Służbach Mundurowych? To kluczowe pytania. Podstawą efektywności walki związkowej jest masowość uczestnictwa. Im silniejsze oparcie w masach, tym silniejszy mandat przedstawicielski.

Być może, gdyby zarządy związkowe zamiast zaszywać się wilczych szańcach, utrzymywały szeroką i otwartą komunikację z „dołami”, udział funkcjonariuszy w styczniowych pikietach byłby o wiele bardziej liczny. Gdyby przed urzędami wojewódzkimi w czterech Miastach Protestu zebrało się w zimą 2012 roku nie 5 tysięcy, a 50 tysięcy funkcjonariuszy, rząd nie uległby pokusie jawnego zlekceważenia stanowiska strony związkowej w kwestii reformy emerytalnej.

Być może, gdyby prominentni działacze, zamiast upodabniać się do brokerów ubezpieczeniowych, bardziej koncentrowali się na zapewnieniu funkcjonariuszom obrońców w postępowaniach dyscyplinarnych, związki zawodowe zdołałyby odbudować autorytet, jako organizacja przedstawicielska.

Wędkowanie jest dla niektórych bardzo przyjemne. Podobnie gra w halową piłkę nożną. Możliwość korzystania z rabatów w ośrodkach wypoczynkowych, po okazaniu związkowej legitymacji członkowskiej, to cenny profit z przynależności do związku. Ale to nie są naczelne cele działania związku zawodowego. Takie rzeczy ważne są dla niektórych. Dla wielu pozostają nieistotne. I niedostępne. Czyj więc jest związek? Nas wszystkich, czy grupki obrotnych cwaniaczków?

ZAGADKA ROZWIĄZANA

Skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle?

To proste.

Służby Mundurowe nie mają związków zawodowych. To, co z coraz większym trudem próbuje je imitować, w praktyce nie jest ani niezależne, ani samorządne. I tylko w znikomym stopniu reprezentuje dobrze pojęty interes środowisk, które ma reprezentować.

Nasze związki zawodowe to agencje ubezpieczeniowe i dobrze zakamuflowane filie struktur służbowych. Wysiłek i poświęcenie wielu zaangażowanych związkowców, są marnotrawione przez cwanych kapitalistów w mundurach. Organizacje terenowe, w których poziom uzwiązkowienia wzrósł w ostatnich latach, to absolutne wyjątki. Naczelne struktury niektórych central związkowych, to przechowalnie dla karierowiczów, o wybujałych ambicjach i znikomym potencjale poznawczym. Gdy braki intelektualne nadrabia się cwaniactwem, nie ma mowy, aby prawa funkcjonariuszy uzyskały należytą obronę.

Nadal sporo się związkom udaje. W batalii o podwyżki i emerytury Federacja Związków Zawodowych Służb Mundurowych nie oddała pola rządowi. A przynajmniej nie walkowerem. Pełna odpłatność za chorobowe, to bezdyskusyjny sukces Federacji. Ale można i trzeba było zrobić więcej. Jednak Federację tworzą poszczególne centrale. Jeśli one są organizacyjnie kalekie, to efekty działań całej Federacji będą nieuchronnie budzić niedosyt.

Poskromić związkowych kapitalistów! Odsunąć dyspozycyjnych aparatczyków! Zaktywizować wewnętrzny dialog!

Bez stymulowanych oddolnie działań naprawczych, związki zawodowe Służb Mundurowych coraz bardziej będą przypominać orwellowski folwark zwierzęcy. Pozostaną z nich tylko dawne nazwy i świetnie prosperujące spółdzielnie.

 

 

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

BĄDŹ CZUJNY WOBEC WROGA NA FORUM
BĄDŹ CZUJNY WOBEC WROGA NA FORUM I ZESZLIFUJCIE FORUM FORUM TYLKO DLA ADMINÓW! WICHRZYCIEL CZARNA TALIA REBELII

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka