RADARY I LOGIKA
RADARY I LOGIKA
Robert Szmarowski Robert Szmarowski
933
BLOG

Alibi dla łupieżców

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 6

Zawężenie dyskusji na temat bezpieczeństwa na polskich drogach do wykazania kierowcom, że niewłaściwie się zachowują NICZEGO NIE ROZWIĄZUJE. Daje natomiast świetne alibi radarowym łupieżcom.


 

 

Wolna jazda i jazda bezpieczna, to nie są pojęcia tożsame. Klasycznym przykładem ilustrującym tę różnicę, jest wskaźnik wypadków na autostradach. Jest on znikomy, a tam przecież naprawdę się szybko mknie.

W dużych miastach to nie prędkość, lecz skandaliczne zachowanie zmotoryzowanych cwaniaczków przyczynia się do większości niebezpiecznych sytuacji na drogach. Ale fotoradary dosłownie w żaden sposób nie pomogą w wyeliminowaniu takich groźnych zachowań, jak blokowanie skrzyżowań, blokowanie lewego pasa, wymuszanie pierwszeństwa, czy wyprzedzanie na przejściach dla pieszych.

Na trasie znaczny wpływ na poziom bezpieczeństwa w ruchu drogowym ma parametr, określany jako PŁYNNOŚĆ JAZDY. Jeśli płynność jest zachowana, ryzyko wypadku maleje. Najgroźniejsze sytuacje są wynikiem gwałtownego hamowania lub przyspieszania, na przykład w "strefie fotoradarów". Jeśli odbywa się to w złych warunkach pogodowych, tragedia wisi na włosku.

Czynniki oficjalne, na przykład eksperci wypowiadający się w imieniu "drogówki", często wskazują, że innym bardzo istotnym czynnikiem zagrożenia, jest niski poziom doświadczenia i wyszkolenia polskich kierowców.

Zawężenie dyskusji na temat bezpieczeństwa na polskich drogach do wykazania kierowcom, że niewłaściwie się zachowują NICZEGO NIE ROZWIĄZUJE. Daje natomiast świetne alibi radarowym łupieżcom.

Radary często, skandalicznie często, nie są ustawiane w miejscach niebezpiecznych. Zasadzki tuż przed znakami wyjazdu z terenu zabudowanego są faktem. Radary egzekwujące żółwią prędkość o każdej porze doby w miejscowościach złożonych z dwóch posesji i fragmentu chodnika - to także nie produkt wyobraźni.

Tymczasem znaki ograniczenia prędkości, na przykład do 40 km/h, związane z realnym zagrożeniem na odcinku, który poprzedzają, często umieszczane są zbyt blisko takich odcinków, albo są przesłonięte przez inne obiekty. Nie znając trasy, zmuszeni jesteśmy gwałtownie hamować, gdy taki znak zobaczymy w ostatniej chwili. Zmuszeni jesteśmy gwałtownie hamować, gdy fotoradar ustawiony jest tuż za łukiem zakrętu, w który mogliśmy płynnie wejść z pełną prędkością.

Władze Szwecji od kilku lat realizują program "zero ofiar". Celem jest całkowita eliminacja wypadków śmiertelnych na drogach. Służy temu na przykład przebudowa dróg, tak aby pasy ruchu w przeciwnych kierunkach były rozdzielone barierami. Ciekawe... Szwedzcy kierowcy jeżdżą lepiej, niż my, a szwedzkie wozy uchodzą za najbezpieczniejsze. A jednak u nich nikt nie próbuje żerować na ludzkich, naturalnych błędach. Inwestuje się w środki zapobiegania, a nie w narzędzia rabunku. Państwo szwedzkie czuje się odpowiedzialne za stan bezpieczeństwa na drogach, którymi administruje. I nie przerzuca tego ciężaru na kierowców.

Nie jestem obieżyświatem. Nie zjeździłem Europy wszerz ani wzdłuż. Nie znam więc z doświadczenia, jak jeździ się gdzie indziej. Ale kilka lat temu byłem w Anglii. Jechałem jako pasażer przez kilkaset kilometrów ich drogami. Wrażenie niesamowite. Tam droga komunikuje się z kierowcą. Znaki poziome są niemal tak samo liczne, jak pionowe. Ostrzeżenia o sytuacji na drodze, którą napotkamy nawet za kilometr, występują w formie tablic i napisów na jezdni. Dojazdy do skrzyżowań pokryte są innym rodzajem nawierzchni. Ma ona inny kolor i inną fakturę. Jeśli monotonia jazdy osłabiła naszą czujność, to wjazd na taki "inny" odcinek skutecznie zaktywizuje uwagę.

A przecież i angielscy kierowcy jeżdżą lepiej niż my. Jednak ich państwo, podobnie jak Szwecja, wzięło na siebie odpowiedzialność za to, co dzieje się na drogach.

Polskie drogi są fatalnie oznakowane i często zaniedbane technicznie. To należy zmienić. Fotoradary powinny być elementem systemu zapobiegania tragediom na drodze. Teraz służą do łupieży kierowców przy użyciu niebezpiecznego narzędzia. Dla zachowania płynności jazdy, miejsca niebezpieczne powinny być oznakowane z maksymalnym wyprzedzeniem. Znaki informacyjne - znaki ostrzegawcze - znaki zakazu. W takiej właśnie kolejności należy informować kierowców o tym, co czeka ich za kilometr, kilkaset, kilkadziesiąt metrów.

Rozmieszczenie znaków ograniczających prędkość jazdy wymaga w Polsce systemowego remanentu. Czy znajdują się w adekwatnych miejscach. Czy są widoczne z właściwej odległości. Czy nie brakuje ich w miejscach faktycznego zagrożenia.

Gdy państwo wreszcie przestanie nas okradać, a zabierze się uczciwie do roboty - wtedy dopiero na polskich drogach poczujemy się bezpiecznie.

 

Tych z Państwa, którzy zechcą skomentować powyższy tekst, uprzejmie proszę o podzielenie się wiedzą na temat rozwiązań wspierających bezpieczeństwo jazdy w innych krajach. Myślę, że taki przegląd, jeśli będzie obszerny, pomoże nam w zrozumieniu, jak wielki ciężar odpowiedzialności za to, co dzieje się na polskich drogach, spoczywa na polskich władzach.


Przeczytaj także

PIEPRZ RADARY


Dołącz do Akcji i namów znajomych!

 

Zobacz galerię zdjęć:

PIEPRZ RADARY
PIEPRZ RADARY WŁOSKI STRAJK POLSKICH KIEROWCÓW

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka