Obchody okrągłej rocznicy
Obchody okrągłej rocznicy
Robert Szmarowski Robert Szmarowski
1009
BLOG

Turniej o Puchar Rzecznika

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 0

Jeśli weźmiemy pod uwagę, jakie pozycje finansuje się ze środków reprezentacyjnych Policji, wymiar rozrzutności aż tak nie razi. Tylko - dlaczego mamy je brać pod uwagę.

I znowu dziennikarze uczepili się jak rzep psiego ogona.
 
Konkretnie dziennikarki Rzepy uczepiły się komendanta głównego Policji.
 
O co tym razem poszło? O nieposkromione zapotrzebowanie policyjnej „góry” na środki z funduszu reprezentacyjnego. Rauty, hotele, delegacje. A wszystko to za 750 tysięcy rocznie.
 
I znowu serce rzecznika prasowego płacze krwawymi łzami. Nieprawda, że rozrzutność! Fundusz jest reprezentacyjny tylko z nazwy, bo z tych środków Policja finansuje dosłownie wszystko. A poza tym, w przeliczeniu na jednego funkcjonariusza, to są drobne kwoty.
 
Rzeczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę, jakie pozycje finansuje się ze środków reprezentacyjnych Policji, wymiar rozrzutności aż tak nie razi. Tylko - dlaczego mamy je brać pod uwagę?
 
Według rzecznika nie ma nic złego w tym, że policyjne (czyli nasze, podatników) pieniądze wydawane są na coroczne obchody Święta Policji. A także na uroczyste promocje oficerskie. Do tego kupuje się puchary, uświetniające zdrową sportową rywalizację amatorskich drużyn, wystawianych przez jednostki organizacyjne. Któż przy zdrowych, patriotycznych zmysłach ważyłby się podnieść rękę na takie świętości!
 
Ale, ale, panie rzeczniku, spuśćmy nieco powietrza z tego reprezentacyjnego balonu i spójrzmy racjonalnie na niektóre ze wskazanych przez pana pozycji w specyfikacji wydatków.
 
Święto
 
Obchody święta zawsze są kosztowne. Nie tylko w Policji, ale w każdej formacji mundurowej. Stosowna oprawa, zaproszeni goście. Ale także funkcjonariusze i żołnierze, których oddelegowano specjalnie w tym celu, aby uczestniczyli w uroczystościach. Orkiestry, pododdziały reprezentacyjne, „wysocy przedstawiciele”...
 
Na szczeblu lokalnym, czyli wojewódzkim, są to z pewnością koszty zauważalne. A co dopiero na szczeblu centralnym. I tu pojawia się pierwsze trudne pytanie: czy faktycznie potrzebna nam taka wypasiona celebra co rok? W każdą „okrągłą” czternastą, szesnastą, dwudziestą pierwszą rocznicę? Generał, czy pułkownik, dowolnej formacji, który na miejsce centralnych obchodów przybył spoza garnizonu, nie będzie przecież nocował w schronisku młodzieżowym. I słonymi paluszkami też się nie zadowoli. A z gołymi rękami w gości nie przyjedzie i bez darów go wypuścić - niehonor dla gospodarza.
 
I tak co roku. Policja, Straż Graniczna, Służba Więzienna, Państwowa Straż Pożarna, Służba Celna, Wojsko Polskie, Wojska Lądowe, Wojska Takie, Wojska Siakie. Wożą się mundurowi sułtani w te płonące punkty na mapie Polski, nie szczędząc mechanicznych koni w specjalnie do tego celu zakupionych limuzynach. Korowód orkiestr i paradnych kolumn mknie z imprezki na imprezkę. Proporczyki, patery, foldery i kubki – kalejdoskop gadżetów krąży między bratnimi dłońmi. A wszystko to z funduszu reprezentacyjnego.
 
Potrzebujemy tego co rok? My, funkcjonariusze? My, żołnierze? My, PODATNICY?
 
Turniej
 
Sport, ważna sprawa. Szczególnie w służbach mundurowych. Nie bez kozery organizowany w czasach PRL turniej dla młodzieży nosił nazwę „Sprawni jak żołnierze”. Żołnierz musi być sprawny. Policjant, strażak. Każdy mundurowy. Aby w porę ukryć się przed ostrzałem, lub wytrzymać wiele godzin bezwzględnego boju. Aby dogonić złodzieja, przemytnika, zbiegłego więźnia. Aby nie spóźnić się z podaniem płynu gaśniczego lub udźwignąć ciężar ekwipunku. Dbałość o kondycję fizyczną jest trwale wpisana w naszą profesję.
 
Ale nie zawsze i nie każdy mundurowy potrafi ten standard wypełnić odpowiednią jakościowo treścią. Dzieje się tak z różnych przyczyn. Czasami najszczersze chęci nie wystarczą. Przeszkodą może być duża odległość, którą codziennie funkcjonariusz pokonuje, aby z miejsca zamieszkania dotrzeć do miejsca pełnienia służby. Po powrocie do domu czasu wystarcza ledwie na to, aby zakrzątnąć się przy dzieciach. A potem najwyższa pora iść spać, bo następny dzień już za pasem. Czasami barierą są pieniądze. Najwięcej mundurowych pobiera uposażenia z najniższych grup zaszeregowania. Wbrew temu, co społeczeństwu wmawiają niektórzy cyniczni politycy, przy udziale „użytecznych idiotów” z posłusznych mediów, pobory przeciętnego mundurowego nie powalają na kolana. Jeśli do tego taka skromna pensja ma pokryć utrzymanie rodziny, w której bezrobotna żona opiekuje się gromadką pociech, trudno wyasygnować pieniądze na opłacenie treningów w komercyjnej siłowni czy klubie sportowym. A na miejscu, czyli w jednostce, z treningami bywa krucho. Na ogół jest tak, że im dalej od komendy jednostki organizacyjnej, tym gorzej.
 
Gdy po serii napiętnowanych publicznie wpadek, policjanci upomnieli się o szkolenia z zakresu technik interwencji, usłyszeli dobrą wiadomość. Chcecie szkoleń, to macie. A wasi koledzy nie chcą, więc zamiast tego dostaną premie. No tak, wszak budżet Policji nie jest z gumy, jak słusznie zauważył rzecznik doktor Sokołowski. Dla sprawnych będą premie, a dla niesprawnych będą szkolenia. Każdemu wedle potrzeb.
 
I tu miejsce na kolejne trudne pytanie. Czy w sytuacji niedoboru środków na doskonalenie zawodowe, trzeba wydawać pieniądze na organizację ogólnokrajowych turniejów i fundowanie pucharów za osiągnięcia? Co jest ważniejsze? Wystawienie drużyny halowej piłki nożnej, reprezentującej komendę wojewódzką Policji, oddział Straży Granicznej i tak dalej, czy właściwe przygotowanie funkcjonariusza do wykonywania zadań w terenie? Zauważmy, że takie turnieje, to nie tylko koszt nagród. To przewóz ludzi, ich zakwaterowanie i wyżywienie. Nawet jeśli niektóre z takich przedsięwzięć finansują związki zawodowe, czy nie byłoby lepiej, aby wspólne pieniądze przeznaczyć na zajęcia doskonalące, zamiast na igrzyska? Z jednej strony zwykłe draństwo, polegające na ukaraniu tych, którzy domagają się szkoleń („budżet nie jest z gumy”), a z drugiej – bardzo lekka ręka do pucharów i innych kosztownych bzdetów. Słuszną linię ma nasza władza, jak mówił klasyk.
 
Promocja
 
Policja, jak każda służba mundurowa, potrzebuje oficerów. Gdy jedni odchodzą, wykształcić trzeba następnych. Promocja oficerska to zawsze wydarzenie o szczególnej wadze. Wieńczy ona trudny proces, który w zależności od profilu kursu i rodzaju służby trwa kilka lat, albo kilka miesięcy, albo kilka dni. Oficer, to nie byle kto. Mianowanie na pierwszy stopień oficerski odbywa się w niezwykle uroczystej oprawie, musi być generał, musi być szabla. I musi być przyklęk, aby generał mógł szablą pasować nowo wyprodukowanego oficera. Wszystko to jest oczywiste. A wydawanie środków na celebrę w tym wypadku ani nie wymaga dyskusji, ani nie zasługuje na uzasadnienie.
 
Czy rzeczywiście? A któż to dzisiaj jest, ten „oficer”? Niestety, etos oficerski, czyli zbiór wartości, które wyznaczają standard postaw i zachowań oficera, jest w polskich służbach mundurowych rzewnym wspomnieniem. Rzecz jasna, wciąż mamy sporo oficerów z prawdziwego zdarzenia. Ale coraz częściej ich szeregi przeplata materiał miałki, przypadkowy, lub wręcz nieodpowiedni. W różnych formacjach różnie wygląda procedura wyłaniania kandydatów na oficerów. Ale łączy je jedno, „oficer” przestał już być symbolem najwyższych standardów postępowania, a zaczął być wyznacznikiem statusu majątkowego. Oficerem zostaje się nie po to, aby świecić przykładem, ale po to, aby więcej zarabiać. I przełożeni służb doskonale o tym wiedzą. Dochodzą do tego nawracające patologiczne mody, aby korpus osobowy oficerów „europeizować”, albo „uświatawiać”. Co i rusz wyskakuje kolejny geniusz reformator i z podziwu godnym zapałem wdraża nowe koncepcje. Oficer dowódcą? Wolne żarty! To nie człowiek ma dowodzić. Dowodzić ma drzewko decyzyjne. Oficer ma zarządzać! Oficer, to menedżer w mundurze. Nie tylko z Policji to znamy. A potem trafia taki oficer na stanowisko dowódcze i zaczyna menedżerzyć. Odwagi cywilnej nie ma za grosz, za to ambicji całe pokłady. Szacunek do podwładnych? A co to takiego? Powiadają, że lizusostwo wobec przełożonych i zamordyzm wobec podwładnych, są skuteczniejsze, niż samo lizusostwo. I to się chyba sprawdza.
 
Czy w tej sytuacji rzeczywiście stać nas, podatników, na urządzanie pełnych przepychu promocji? Może należałoby to robić ciszej i skromniej? I to przez dobrych kilka lat, potrzebnych na refleksję nad marniejącą kondycją moralną kadry dowódczej i na wypracowanie nowych metod jej kształcenia.
 
Trzy pozycje na liście wydatków. Tylko trzy, aby temat się nie rozmył. Ile środków można by zaoszczędzić? Ile pilnych potrzeb sfinansować? Rzecznik komendanta głównego Policji nie udzieli odpowiedzi. Przecież on nie odpowiada. Za nic. On tylko wysyła sprostowania.
 

 
Przeczytaj artykuł w Rzeczypospolitej - KOSZTOWNA REPREZENTACJA

Przeczytaj sprostowanie - WYDATKI Z FUNDUSZU REPREZENTACYJENGO POLICJI


 

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka