Robert Szmarowski Robert Szmarowski
760
BLOG

Czy warto umierać za Ukrainę?

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 3

Generał Skrzypczak, to taka "łysiejąca Kasandra".

Generał od "zawsze" bez ceregieli sygnalizuje kłopoty. Najpierw stawił czoła "propagandzie sukcesu", w dobie Psychiatry Obrony Narodowej. Wrzucił g*wno w wentylator i czmychnął do cywila, zanim reszta towarzystwa okryła się piegami.

Niemal zawsze Generał wieszczy poważne komplikacje. Na robocie się zna. Żołnierze go bardzo szanują. Ostatnio poszarpał się z administracją ochrony informacji niejawnych. Poszło o grubą kasę z funduszy na wojskowe przetargi. Ktoś komuś, by tak rzec, nadepnął na interes.

Nie wiem. Nie znam się. Ale gdy słyszę z ust gen. Skrzypczaka, że Rosja bije na głowę naszą część świata w propagandowej wojnie, to te oceny korespondują już bezpośrednio także z moimi kwalifikacjami. I w stu procentach się pokrywają.

Teraz, niepozorny łysiejący okularnik, o wysokiej barwie głosu i o niskich notowaniach wśród stronników Bogdana Klicha, informuje opinię publiczną, że Ukrainie kończą się zapasy wojenne. Liczebność sił zbrojnych, czy sił antyterrorystycznych, nie jest żadnym problemem.

Problemem jest to, że poprzedni prezydent, a właściwie - sułtan Ukrainy - bez skrupułów i za bezcen wyprzedawał zasoby mobilizacyjne własnego państwa. Teraz Ukraińcy walczą już "na oparach". Jeśli ich walka z terrorystami, którzy w potrzebie wciągną na maszt dowolną flagę, ma być zwycięska, to Świat Zachodu musi podjąć kolejną, ale tym razem, dla odmiany - męską - decyzję.

"Czy warto umierać za Gdańsk?" - pytał kiedyś francuski publicysta, który dla oszczędności eksploatował tylko jedną półkulę mózgu, drugą zostawiając na przyszłość, która przerosła wszystko, co był w stanie ogarnąć społowicznioną wyobraźnią. Okazało się, że Gdańsk wart był krwi. Bo jednym z długofalowych następstw tej konfrontacji, której wtedy nie podjęto, był upadek Francji i upadek francuskiego systemu kolonialnego. Zresztą, nie tylko francuskiego.

Dziś nikt nie musi zadawać sobie analogicznych pytań. "Czy warto umierać za...?" Za Kijów? Za Krym? Za ukraiński Donbas? My, ludzie Zachodniego Świata, mamy ogromny komfort - nikt od nas odpowiedzi na te dramatyczne pytania - póki co - nie oczekuje. O ile wniesiemy "podatek od spokoju", czyli zaawansowany technologicznie sprzęt i amunicję dla ukraińskiej armii.

Wbrew pozorom, to wszystko jest wymierne. Koszt sprzętu, koszt amunicji. Dostawy można objąć jakimś reżimem kredytowym. A po drugiej stronie? Krew naszych chłopców. Rozbite nasze piękne Rosomaki. Nie, nie tak po prostu "wybuchnięte", że tam jeden odniósł rany, reszta siniaki, a wóz do remontu. Nie! Rozszarpany wóz, odstrzelona wieża, martwa załoga i desant. A w zasadzce - trzy takie. Czyli pluton wojska.

Do tego strącone i MiGi-29 i eFy Szesnaste. Tak, będą spadać. No, czasem będą i strącać. Ale że spadać będą, to pewne. A "Leośki"? Nie są niezniszczalne. I na najnowocześniejszy sprzęt są sposobiki. Zwłaszcza, gdy nieliczny i oszczędnie marnowany.

Dodajmy ostrzał miast. I mamy komplet. Czy warto umierać za Ukrainę? A po co?! Lepiej ją po prostu dozbroić!


 

Zobacz galerię zdjęć:

Czy powinniśmy umierać za...? Nie "czy", tylko "kiedy"! Lepiej zamiast krwi dać zawczasu sprzęt!
Czy powinniśmy umierać za...? Nie "czy", tylko "kiedy"! Lepiej zamiast krwi dać zawczasu sprzęt!

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka