Jeśli ktoś się oburza z powodu tempa prac nad ustawą o Trybunale Konstytucyjnym, temu przypomnę, że przez minione osiem lat parlament wielokrotnie był maszynką do głosowania, pracującą wedle woli rządzących.
W najdrobniejszych detalach znam historię ustawy o odpłatności za pobyt funkcjonariuszy i żołnierzy na zwolnieniach lekarskich. Błyskawiczne procedowanie, atrapa dyskusji zarówno w komisjach, jak i podczas obrad plenarnych. I wypadki wręcz skandaliczne. Wśród nich, decyzja ówczesnej marszałek Ewy Kopacz, o tym, że mundurowi związkowcy będą mieć zakaz wstępu na galerię sejmową, po tym, gdy oklaskami przyjęli przemówienie poseł Krystyny Łybackiej.
Bufonada wiceministra spraw wewnętrznych Piotra Stachańczyka stała się w tamtym czasie wręcz legendarna, szczególnie w środowisku ludzi munduru. Autorzy ustawy nie przedstawili żadnych danych, dosłownie żadnych. A argumenty opozycji i strony społecznej, czyli związków zawodowych, kwitowali bardzo pojednawczym zwrotem: "nie widzimy powodu, aby to uwzględnić".
Wysłuchałem senatora Rulewskiego, który w dramatycznym wystąpieniu apelował o przeprowadzenie dyskusji nad poprawkami, zgłoszonymi przez opozycję. Wszystko na marne. Rejtan przegrał. Tak to już jest w demokracji, opartej na ordynacji proporcjonalnej. Żołnierze partii rządzącej mają zadanie do wykonania. Dziś z zadania wywiązali się żołnierze PiS, a w minionych ośmiu latach wzorową karnością wykazywali się żołnierze PO i PSL.
Karność Senatu może być argumentem w dyskusji nad sensem utrzymania wyższej izby parlamentu.
Przeczytaj także
Dwieście Trzydzieści Jeden - treść doniesienia do prokuratury na Piotra Stachańczyka. Byłem wtedy funkcjonariuszem w czynnej służbie.
Jak powiedział Towarzysz Lenin - co się stało z doniesieniem na Piotra Stachańczyka
Komentarze