Robert Szmarowski Robert Szmarowski
635
BLOG

Podatek duchowy

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Gospodarka Obserwuj notkę 15

Premier Beata Szydło w następujący sposób uzasadnia pomysł wyższego podatku od handlu w niedzielę: Niedziela jest dla rodziny, więc należy być z rodziną, a nie robić zakupy.

Nóż mi się otwiera w kieszeni, gdy słyszę takie argumenty. Nóż, to mało powiedziane. Kałach mi się przeładowuje, granat mi się odbezpiecza. Wieża Leoparda mi się naprowadza. No krótko mówiąc, trudno mi opanować gniew.

Przecież mnóstwo ludzi nie ma rodziny, w rozumieniu współnego gospodarstwa domowego. I mnóstwo ludzi, kilkaset tysięcy, wykonuje swoją pracę w trybie dyżurów, służb, zmian. Takie stawianie sprawy, że ktoś komuś narzuca sposób spędzania wybranego dnia tygodnia, to przejaw buty. Ale już lekceważenie ludzi, którzy choćby chcieli, nie mają szansy na zrobienie zakupów kiedy indziej, niż w niedzielę, to zwykłe draństwo.

Ktoś powie, że przecież można zrobić zakupy w piątek, albo w sobotę. Tak jak w wypadku dni niehandlowych w święta, można się zaopatrzyć przed świętem. Można, ale nie w każdy produkt i nie w każdym przypadku. Ktoś, kto z przyczyn służbowych wraca do domu dopiero w dniu świątecznym, czy w niedzielę, nie zawsze jest w stanie taką sytuację przewidzieć, a więc i zaplanować. No i w sumie, dlaczego miałby to robić w demokratycznym państwie? W państwie prawa, gdzie nikogo nie wolno dyskryminować. Dyskryminacja z tytułu tego, że ktoś nie śpi, aby świętować mógł ktoś, stanowi oburzające kuriozum.

Niedziela jest dla rodziny? A co jest złego w tym, że zapracowany, zabiegany obywatel, uda się w niedzielę na zakupy z całą rodziną? Że co proszę? Że ci, którzy go muszą obsługiwać, tej niedzieli dla siebie nie mają? Fakt. Ale z tego tytułu ich zarobek jest wyższy i przecież nie każdą niedzielę spędzają w pracy. Karanie kupców, którzy w niedzielę prowadzą legalną handlową działalność, to woda na młyn dla wszelkiej maści targowiczan, pragnących, by wreszcie ten rząd udowodnił to, o co jest oskarżany od chwili ogłoszenia wyników wyborów do parlamentu.

Niedziela, to taki sam dzień tygodnia, jak pozostałe. Jeśli ktoś ma potrzeby duchowe, czy rodzinne, wykluczające robienie zakupów w niedzielę, może te potrzeby zaspokajać bez przeszkód. A jeśli ktoś musi w tym dniu pracować, na przykład w sklepie, to niczym nie różni się od tych, którzy muszą, choćby i nie chcieli, robić zakupy właśnie w niedzielę, bo praca, czy służba, wyznaczająca rytm ich aktywności, nie daje pola do manewru.

Podatek oparty na przesłankach światopoglądowych, nie jest atrybutem demokratycznego państwa prawa.

W trakcie czynnej służby w mundurze, przez pięć lat występowałem w składzie nieetatowego pododziału reprezentacyjnego mojej jednostki. Nieetaotwego, to znaczy oprócz wykonywania swoich normalnych codziennych obowiązków, dodatkowo brałem udział w licznych uroczystościach, reprezentując formację i jednostkę przy okazji różnych świąt państwowych.

Był to oczywiście wielki zaszczyt. Miał jednak swoją cenę. Była nią konieczność pogodzenia się z faktem, że w zasadzie każdy długi weekend spędzałem poza domem. No bo skąd się biorą długie weekendy? To są okresy kumulacji dni świątecznych - w maju, w czerwcu, sieprniu i listopadzie. Było tego trochę więcej. Powrót odbywał się zawsze albo w niedzielę, albo w dniu świątecznym. Byłem wtedy singlem. Gdzie zrobić zakupy? Jak? A może miałem robić zapasy jak na wojnę? Ale z jakiego tytułu, przecież wojny nie było. Ja po służbie nie mogłem zrobić zakupów, bo ktoś głęboko wierzący postanowił uszczęśliwić na siłę kilka ekspedientek z Tesco. Ja i dziesiątki tysięcy innych mundurowych, a także lekarzy, ratowników, dyżurnych nadzoru energetycznego etc.

Prawo i Sprawiedliwość uzyskało w wyborach mandat do samodzielnego sprawowania władzy. Ale ta legitymacja nie upoważnia do tego, aby narzucać obywatelom własną wizję podziału czasu i modelu życia rodzinnego.


 

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka