Robert Szmarowski Robert Szmarowski
1822
BLOG

Psychografologia - Szałamacha musi odejść

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 14

Po liście ministra finansów do prezesa Trybunału Konstytucyjnego rozpętała się burza medialna. Streszczając: minister zasugerował prezesowi wstrzymanie się na kilka dni z wypowiedziami publicznymi na temat aktywności Trybunału, bo oto nadchodzi jakiś tam rejting, a od tej czczej paplaniny, to tylko nam odsetki rosną.

Co zrobił prezes? Najpierw chciał pogadać z ministrem, ale ów nie znalazł czasu, w natłoku. No więc prezes poczuł się zlekceważony i wszystko opowiedział zaprzyjaźnionej redakcji telewizyjnej.

Ocena zachowania obu panów jak zwykle jest uzależniona od tego, komu sprzyja autor danej oceny.

Rzuciłem okiem na fotę, przedstawiającą to pismo. Dla ścisłości – pismo ministra wpłynęło do TK, przeszło stosowną obróbkę kancelaryjną, aż wreszcie ktoś je sfotografował. Właśnie o tym przedstawieniu pisma ministra chcę wyrazić kilka uwag.

Na ilustracji do niniejszego tekstu zaznaczyłem kilka punktów. Moim zdaniem kluczowych. Mówią one wiele o tym, kim jest minister finansów, i o tym, dlaczego prezes TK zareagował tak, jak zareagował. Na pytanie, czemu śmiem zabierać głos w tej sprawie, pragnę poinformować, że trochę się na tym znam.

Aby zrozumieć, czemu prezes TK zareagował niemal alergicznie na pismo szefa resortu finansów, należy pamiętać, kim jest sam prezes TK. Od razu zaznaczam, że organicznie nie trawię osoby pana Andrzeja Rzeplińskiego. Nie chcę tego wątku rozwijać, bo wymagałoby to użycia słów powszechnie uznanych za obelżywe, i odciągnęłoby uwagę czytelników od istoty sprawy.

Otóż prezes Trybunału Konstytucyjnego jest poważnym człowiekiem w sędziwym wieku, jest wykładowcą akademickim, jest profesorem tak zwanie belwederskim, a więc nie tylko zatrudnionym jako profesor, ale po prostu profesorem. Jest także prezesem organu konstytucyjnego. Ja mogę sobie nie lubić tego człowieka, ale gdybym się do niego zwracał, oczywiście zrobiłbym wszystko, aby nie uchybić wyżej wymienionym godnościom, które charakteryzują jego osobę.

Powyższa prezentacja niech będzie punktem wyjścia do analizy przedmiotowego pisma.

Punkt pierwszy

Jeśli dysponent pisma ręcznie wpisuje początkowe i końcowe grzeczności, to także ręcznie nanosi dzienną datę, kiedy dokument przyjął do zatwierdzenia. Tu mamy gotowca, bo tak napisał kancelista.

Punkt drugi

Profesor, to jednak profesor. Gdy podajemy imię i nazwisko adresata, to obowiązuje tytulatura. Wyobraźmy sobie, że do szefa Sztabu Generalnego ktoś napisałby „Pan Mieczysław Gocuł”, zamiast „Szanowny Pan Gen. Mieczysław Gocuł”.

Punkt trzeci

Jeśli „Pana”, to także „Profesora”, a nie „Pana profesora”.

Punkt czwarty

Wykrzyknik na końcu zwrotu powitalnego? „Szanowny Panie Prezesie!” Każdy może ocenić sam, czy poczułby się w tym miejscu doceniony, czy zebrany w karby. Normalnie w takich razach stawia się przecinek, pomimo, że pierwsze zdanie w merytorycznej części pisma zaczyna się dużą literą. Króciutka uwaga, za profesorem Miodkiem używam określenia „duża”, a nie „wielka” litera.

Punkt piąty

Podpunkt A

Zwraca uwagę połączenie czytelnej pisowni imienia nadawcy i bazgrołu wyobrażającego nazwisko. Taki bazgroł nazywa się parafa, ale wtedy nie występuje w połączeniu z imieniem, bo równałoby się to z nadmiarowością.

Podpunkt B

Ciekawe, że wprawdzie imię napisano czytelnie, ale nadano mu graficznie mniejszą rangę niż niedbale zarysowanemu nazwisku. Na co to może wskazywać? Tu już może trochę popłynę, choć nie sądzę, żeby jakoś przesadnie. To wygląda mniej więcej tak: „to napisałem ja, Paweł, a reszty się domyśl, ale wiedz, że nie zamierzam ci tego wykładać. Imię dopisałem z wyuczonej w domu grzeczności dla starszych”.

Podpunkt C

Kierunek pisma. Grzeczności wstępne mają w stosunku do merytorycznej treści pisma, kierunek równoległy. Natomiast grzeczności pożegnalne biegną wyraźnie skosem, przybierając kierunek wznoszący (patrząc od lewej do prawej).

Niezorientowani odbiorcy zdziwiliby się, jak wiele sygnałów niewerbalnych (w tym elementy pisma ręcznego) ma bardzo prostą interpretację. Otóż wznoszący kierunek pisma, szczególnie podpisu, to nic innego, jak reprezentacja świadomości autora, że jego życiowe sprawy znajdują się na krzywej wznoszącej.

Minister finansów wzlatuje. Na paralotni? W szybowcu? Na plecach możnego anioła? Oczywiście satysfakcja z własnego życia nikomu ujmy nie przynosi. Zależy z czym się ją zestawi. W tym wypadku może z młodym wiekiem i pozostałymi punktami niniejszej analizy?

Podpunkt D

Rozmiar wpisu, stanowiącego treść grzeczności pożegnalnych. Jedna czwarta kartki. Wpis niemal przerasta wielkością treść merytoryczną pisma. Może nie znam się na manierach ministrów, ale osobiście wolałbym być naprawdę gdzie indziej, niż osoba, która w taki sposób zagospodarowuje powierzoną jej przestrzeń. Człowiek, który tyle miejsca rezerwuje dla własnej obecności w przekazie społecznym, gotów wszystkich nas posłać do samobójczej misji i jeszcze rzewnie zapłacze nad ofiarą, którą jest w stanie mężnie znieść.

***

I dlatego właśnie prezes Trybunału Konstytucyjnego, profesor Andrzej Rzepliński się wkurzył. Na jego miejscu postąpiłbym dokładnie tak samo, to znaczy wykpiłbym butnego sztubaka.


 

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka