Robert Szmarowski Robert Szmarowski
858
BLOG

25-lecie Straży Granicznej

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 1

Dzień 16 maja, to święto Straży Granicznej. W tym roku szczególnie uroczyste, bo obchodzone po raz dwudziesty piąty.

Zbiega się ono z datą reaktywacji Karpackiego Oddziału Straży Granicznej z siedzibą w Nowym Sączu, który zniesiono kilka lat temu, gdy poprzednia władza była tak nowoczesna i bezgłowa, że rolowała struktury terenowe zarówno Straży Granicznej, jak i Policji. Przy czym w wypadku SG wiązało się to z drastyczną redukcją stanów etatowych.

Przywrócenie jednostki organizacyjnej na południowej granicy, to bardzo słuszna decyzja. Oby w ślad za nią poszły kolejne. Straż Graniczna jak powietrza potrzebuje uzdrowienia funkcjonowania w bardzo wielu obszarach. Przydałoby się także rozliczyć tych, którzy dopuścili się największych patologii, a którzy nadal w glorii sadzają dystyngowane zadki na dowódczych fotelach.

Dla ilustracji, do jakiego stopnia zaszło szaleństwo zarządcze, generowane za poprzednich rządów, opowiem historyjkę.

W 2014 roku placówka Straży Granicznej zlokalizowana na zielonej granicy, z dnia na dzień otrzymała rozkaz, aby wydzielić ze swego składu obsadę przejścia granicznego, które miało zostać zorganizowane w ciągu kilku miesięcy, na jej odcinku granicy państwowej. Przejście o charakterze lekkim, obsługujące pieszy i zmotoryzowany ruch pasażerski. Lokalizacja w odległości dwóch kilometrów od siedziby placówki.

Aby wszystko ładnie wyglądało na papierze, postanowiono stworzyć w dokumentacji pozory, że cały manewr nie wygenerował kosztów. Zrobiono to w ten sposób, że na samej granicy miał stanąć kontener dla kontrolerów, ale cała reszta, czyli kierownictwo, administracja i ogniwa analityczno – śledcze, miały się mieścić w obiekcie, będącym siedzibą placówki, w ramach której przejście utworzono.

Rozwiązanie z pozoru racjonalne. Wszak dwa kilometry, to rzut beretem. W razie czego można „podskoczyć samochodem”, minuta dwie i już. Jednak w szczegółach projekt okazał się szaleńczym absurdem. W siedzibie placówki dosłownie w alarmie trzeba było wydzielać pomieszczenia dla nowych komórek organizacyjnych, co oczywiście nie tylko chwilowo skutkowało chaosem, ale w długiej perspektywie także destruktywną ciasnotą. Ponadto proszę sobie wyobrazić, co to oznacza, podskoczyć samochodem dwa kilometry. Droga dojazdowa z przejścia do placówki ma po jednym pasie ruchu w każdym kierunku. A ma nią pójść intensywny strumień podróżnych. Jak w tych warunkach zachować płynną komunikację między obiektami. I gdzie tu oszczędności, gdy każdego podejrzanego podróżnego trzeba zapakować do wozu i dostarczyć go do odległych o dwa kilometry pomieszczeń, w których zostanie sporządzona dokumentacja śledcza, administracyjna, służbowa. Często trzeba wykonać fotografię osoby, pobrać od niej odciski palców, przeszukać bagaż i sporządzić komplet protokołów.

No ale „przedsięwzięcie nie spowodowało skutków finansowych”.

Ze zrozumiałych przyczyn nie podam lokalizacji, w której ten katastrofalny bezsens zorganizowano, ale nie był to odosobniony przypadek genialnych usprawnień, inspirowanych przez ekipę zagnieżdżoną w ówczesnym resorcie spraw wewnętrznych.

Życząc koleżankom i kolegom ze Straży Granicznej wszelkiej pomyślności, trzymam kciuki za to, aby wreszcie ich prawo do bycia dobrze dowodzonym, było w pełni respektowane.


 

Zobacz galerię zdjęć:

Straż Graniczna wypełnia misję na granicy zewnętrznej, na granicy morskiej, na granicy wewnętrznej i na granicy wytrzymałości.

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka