Co się dzieje w USA.
Wyobraźmy sobie, że na obrzeżach znanego nam świata leży Republika Dziabongo.
I że ta republika właśnie została przyjęta do NATO.
Co robi Dziabongo równo w dwadzieścia cztery godziny od akcesji? Redukuje swój budżet obronny do poziomu wystarczającego na utrzymanie szwadronu rekonstrukcji jeździectwa. A czemu? Bo skoro jesteśmy w NATO, to przecież w razie by co, Stany nas obronią. Zaoszczędzone sztony możemy spokojnie wydać na uciechy naszego zasłużonego kacyka.
I nagle pojawia się Donald Trump, który kwestionuje ten dobrostan, oświadczając, że NATO okej, ale nie dla każdego. NATO jest przedsięwzięciem kolektywnym, a nie zrzutką amerykańskich frajerów na zagranicznych żebraków.
Dlatego nie wstydzę się Donalda Trumpa.