Co w tym złego? Przecież szybciej jechać nie wolno. No tak, ale zanim kierowca, jadący tym odcinkiem po raz pierwszy, drugi, czy trzeci, zorientuje się, że wystarczy, aby nie przekraczał maksymalnej dopuszczalnej prędkości, sam staje się czynnikiem zagrożenia.
Widzę znak ostrzegający przed radarem. Ale nie widzę znaku ograniczenia prędkości. Wniosek? Najwyraźniej byłem nieuważny! Prawdopodobnie tutaj nie wolno jechać szybciej, niż 70 na godzinę. Tak właśnie reaguje dziewięciu na dziesięciu kierowców, którzy nie znają tego odcinka. Niepotrzebnie zwalniają, zaburzając innym płynność jazdy. A wystarczyłby prosty znak z liczbą dopuszczalnych kilometrów.
Dodatkowo, wśród tych zwalniających roi się od klinicznych imbecyli, którzy zawsze "na wszelki wypadek" redukują prędkość pojazdu do poziomu niższego o 20 kilometrów od tej, którą dopuszcza w danym miejscu fotoradar. Wyobraźcie to sobie: