Słynny wzór cnót dziennikarskich, Wielowieyska, porównuje wyjazd Ryśka z koleżanką, do wyjazdu prezydenta na narty. Że niby oba wydarzenia nastąpiły podczas puczu.
Rysiek walczy z faszyzmem w Polsce i mobilizuje masy ludowe, do trwania na mroźnym posterunku w obronie demokracji. W tym kontekście relaks na Maderze, to po prostu drwina z tych, którzy się dali otumanić liderom totalnej opozycji.
Prezydent nie mobilizuje mas przeciwko komukolwiek, a na każdym kroku życzy wszystkim wszelkiej pomyślności i apeluje o rozwagę. W tym kontekście wyjazd na narciarskie ferie jest po prostu zasłużoną przerwą w pracy na rzecz Polski i Polaków.
Co trzeba mieć w głowie, żeby trzymać się wersji, że w czasie protestu w Sejmie, Rysiek w Sylwestra załatwiał sprawy partyjne, skoro sam Rysiek pokornie tłumaczy się z "grubej niestosowności", jak sam to ujął, związanej z prywatnym wyjazdem na wypoczynek.
Takie figury umysłowe potrafią wykonywać tylko wierni prenumeratorzy Gazety Wyborczej i soku z buraka. Rysiek się tłumaczy z przegięcia, a oni twierdzą, że do przegięcia nie doszło. Albo, że inni też przeginają, choć tych innych potrafią wskazać tylko oni, bo nawet Rysiek, ani jego sztab, nie wpadli na tak debilną taktykę.
Pośmialiśmy się z Ryśka. Gazeta Wyborcza wygłupiła się, próbując znaleźć jakąś przeciwwagę dla jego wybryku. I można by pomyśleć, że rozeszło się po kościach. Otóż nie.
Dopiero się zacznie, gdy liderzy Zjednoczonej Opozycji znów będą próbować mobilizować masy, do wystąpień "w obronie demokracji". Rządzący dostali od Ryśka, ale i od Alimenciarza, niesamowity oręż.
Wzywają do zamieszek, a sami spędzą ten czas w ciepłych krajach, albo w przytulnym salonie przy kominku.
Rysiek posiał nasienie. Pardon, ziarno.
