Uwaga - dyletanci oferują terapię dla pijanych żołnierzy za pośrednictwem Gadu Gadu!
Uwaga - dyletanci oferują terapię dla pijanych żołnierzy za pośrednictwem Gadu Gadu!
Robert Szmarowski Robert Szmarowski
3980
BLOG

Chorąży Rafał Pateja nie żyje!

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 6

Gdy pod pozorem niesienia pomocy rozkrzyczani dyletanci zaspokajają własne nieuświadomione deficyty charakterologiczne, to zagrożone zostaje bezpieczeństwo tych, którzy ufnie zgłoszą się po pomoc.

Chorąży Rafał Pateja miał 38 lat. Przez 18 lat służył w Straży Granicznej. Mieszkał w Darłowie. Zostawił żonę i 12-letniego syna. Niedawno wrócił z półrocznej misji w Mołdawii. Na granicy ze zbuntowaną prowincją, Naddniestrzem, uczestniczył w realizacji europejskiego programu EUBAM.
 
Rafał miał problemy po powrocie. Nie mógł się odnaleźć. Zaczął pić, stał się porywczy wobec żony. Sytuacja stała się nie do zniesienia, gdy u dziecka zdiagnozowano ADHD. Rodzice mieli świadomość, że mały Jacek jest „inny” pod względem emocjonalnym, ale nie mieli pojęcia, że problem jest tak poważny.
 
Z tym wszystkim Rafał, Patton – jak nazywali go koledzy – zdecydowanie sobie nie radził. Rozumiał jednak, że nie może lekceważyć tego, co się z nim dzieje. Dlatego, pomimo nasilających się oznak ciężkiego kryzysu, szukał miejsc i ludzi, od których mógłby otrzymać pomoc.
 
Na stronie grupy dyskusyjnej funkcjonującej na portalu społecznościowym, Rafał znalazł pewien post. Był to link do artykułu, opublikowanego przez krakowski portal informacyjny. Artykuł dotyczył centrum pomocowego, oferującego pomoc na odległość. Głównie przez komunikatory – Gadu Gadu i Skype. Rafał mieszkał na północy kraju, a centrum działa na południu. Ale w przekazie medialnym podkreślono, że charakter oferowanej pomocy jest nieumiejscowiony. To w sumie logiczne, wszak za pośrednictwem Internetu można skontaktować się nie tylko z mieszkańcami drugiego końca Polski, ale i drugiego końca świata.
 
Tego samego dnia, gdy ukazała się informacja o prężnie działającym centrum, Rafał nawiązał kontakt z dyżurującą psycholog – psychoterapeutką. Niestety, próba uzyskania pomocy za pośrednictwem komunikatorów nie powiodła się. Chorąży Pateja z tą porażką już sobie nie poradził.
 
Centrum, o którym mowa nazywa się Mundurowi24.pl. Inicjatorzy projektu używają też nazwy „Centrum Pomocy Społeczno-Psychologicznej”. O jego istnieniu dowiedziałem się w końcu listopada 2013 roku. Centrum ma swoją stronę www i profil na Facebooku.
 
 
 
Z informacji dostępnych w sieci, a także z deklaracji składanych przez koordynatorkę projektu, wynika, że Centrum dąży do utworzenia całodobowej linii kryzysowej dla mundurowych i ich rodzin. Ponadto kontakt z Centrum jest anonimowy. Jako kanały łączności wykazane są: kontakt telefoniczny, komunikator Skype i komunikator Gadu Gadu. Kilka dni temu koordynatorka udzieliła wywiadu krakowskiej gazecie Dziennik Polski, w którym przedstawia Centrum, jako zaawansowaną inicjatywę, działającą z rozmachem i dysponującą pokaźnym kapitałem profesjonalistów. Wśród nich wymienia pedagogów, psychologów i psychoterapeutów. Oto link do tego materiału:
 
 
Od półtora tygodnia przy telefonach oraz na skypie i gadu-gadu regularnie dyżurują wolontariusze inicjatywy mundurowi24.pl. To psychologowie, psychoterapeuci, pedagodzy i osoby, które brały udział w misjach poza granicami Polski.

Codziennie wieczorem czekają na kontakt wszystkich, którzy potrzebują porozmawiać o problemach, relacjach z bliskimi, uzyskać poradę lub po prostu wyżalić się na swój los.
 
Na wymienionych stronach figuruje grafik dyżurów. Każdego dnia przez dwie lub trzy godziny wieczorne, za pomocą GG lub Skype’a, potrzebujący mogą uzyskać pomoc lub wsparcie od czuwającego współpracownika Centrum. Koordynatorka zadeklarowała, że w połowie stycznia ruszą szkolenia dla osób, które mają stanowić obsadę planowanego telefonu kryzysowego.
 
W sferze deklaracji skala przedsięwzięcia jest imponująca. Dodatkowo patronat Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie, a także życzliwe poparcie gen. bryg. Jerzego Wójcika, prezesa Małopolskiego Zarządu Wojewódzkiego Związku Żołnierzy Wojska Polskiego sprawiają, że projekt budzi zaufanie i rozbudza nadzieje.
 
Niestety w konfrontacji z faktami, te pozytywne wrażenia szybko się rozwiewają, ustępując miejsca najpierw wątpliwościom, a potem poważnym obawom.
 
Zastrzeżenia budzi obsada tego, co administratorzy strony „Mundurowi24.pl” określają mianem „linii kryzysowej”. Osoby te wymienione są tylko z imienia. Przy każdym z imion widnieje bardzo syntetyczna charakterystyka i forma kontaktu. Poniżej przedstawiam treść grafiku dyżurów na styczeń:
 
Grafik dyżurów w styczniu 2014 r.:
poniedziałek, w godz. 19-21: Maria – doradca, pedagog (skype, gadu-gadu)
wtorek, w godz. 19-23: Agnieszka - doradca (kontakt telefoniczny pod nr 517 07 11 62)
środa, w godz. 19-21: Beata - psycholog, psychoterapeuta (skype, gadu-gadu)
czwartek, w godz. 19-22: Ania – weteranka misji poza granicami kraju (skype, gadu-gadu)
piątek, w godz. 18 - 22: Krzysiek – doradca (skype, gadu-gadu)
sobota, w godz. 19 - 22: Krystyna – weteranka misji poza granicami kraju (skype, gadu-gadu)
niedziela, w godz. 19-21: Maria – doradca, pedagog (skype, gadu-gadu)
 
Informacje o personaliach tych osób są niedostępne. Podobnie, jak informacje o stopniu ich przygotowania do udzielania pomocy w trybie interwencji kryzysowej. Wątpliwości budzi to, że w obsadzie widnieje tylko jeden psycholog, będący jednocześnie psychoterapeutą. Jest też jeden pedagog. Pozostałe osoby, to „doradcy” (termin o niedookreślonym zakresie kompetencji). Wśród nich dwie panie, weteranki misji poza granicami kraju. Ale są też dwie osoby, figurujące wyłącznie jako doradcy, bez informacji, czym się zajmują i na czym się znają. Z wyjątkiem środy, grafik nie przewiduje kontaktu z wykwalifikowanym psychologiem. A z wyjątkiem wtorku, nie ma możliwości kontaktu telefonicznego.
 
Obawy dotyczące poziomu profesjonalizmu oferentów, deklarujących chęć udzielania pomocy interwencyjnej czy psychologicznej, trudno bagatelizować. Jedna z osób, które koordynatorka projektu usiłowała nakłonić do współpracy z Centrum, domagała się udostępnienia listy współpracowników, aby wiedzieć, z kim ma do czynienia i jakiego rodzaju pomoc jest przez nich udzielana. Przez dwa miesiące, aż do dziś, informacja taka nie została przedstawiona.
 
W materiałach prasowych koordynatorka posługuje się liczbą mnogą, w odniesieniu do profesjonalistów wspierających pracę Centrum. Ale z przedstawionego grafiku, zresztą takiego samego, jak na grudzień 2013 roku, wynika, że jest to bardzo kameralne grono o dość mglistych kwalifikacjach. Nie ma tam „pedagogów, psychologów i terapeutów”. Jest jeden pedagog i jeden psycholog, będący psychoterapeutą. To „Beata”. Łącznie grupa składa się z sześciu - siedmiu osób, wliczając w to koordynatorkę („Agnieszka”). Zderzenie faktów z deklaracjami i medialną kreacją jest więc drastyczne.
 
Działalność Centrum zainaugurowano w dniu 19 listopada 2013 roku. Co to znaczy inauguracja? Czy to jest podzielenie się z innymi swoją wizją i marzeniami? Czy raczej początek programowej działalności. W wypadku Centrum niestety mamy do czynienia z pustą deklaracją. Od momentu „inauguracji” do momentu powołania dyżurów upłynął miesiąc. Deklarowany „pilotaż” polegał na sporządzeniu grafiku, obejmującego kilkudniowy okres, kończący się na 23 grudnia. Formalnie dyżury ruszyły dopiero w dniu 13 stycznia 2014 roku. Czyli dwa miesiące od „inauguracji. Co robiło Centrum w tym czasie? Ani strona www, ani profil na Facebooku nie pomagają rozwiać wątpliwości.
 
Koordynatorka deklarowała i deklaruje, że „w styczniu ruszą szkolenia”. Mają być nimi objęci ci, którzy stanowią obsadę dyżurów „linii kryzysowej”. A dotyczyć mają specyfiki służb mundurowych. Innymi słowy psychologowie dowiedzą się, jak rozmawiać z mundurowymi. Moim zdaniem jest to nieporozumienie. To przede wszystkim mundurowi entuzjaści i cywile, których pasją jest wspieranie wojska, powinni przejść gruntowne szkolenie z zakresu interwencji kryzysowej. Jednak szkolenia, o takim czy innym profilu, też pozostają w sferze deklaracji.
 
W dniu 30 stycznia na facebookowym profilu Centrum pojawił się komunikat o tym, że pierwsze szkolenie odbyło się 25.01.2014 roku. Ale gdzie to miało miejsce, ilu wolontariuszy objęło, jaki był program ramowy, jaki był czasowy wymiar i co dalej ze szkoleniami? Dwugodzinne spotkanie przy kawie, czy dwudniowa solidna sesja treningowa? Kumpel z doktoratem i koordynatorka, czy trener i dziesięciu uczestników? W Mc Donaldzie, czy w profesjonalnej sali?
 
Masa pytań, zero odpowiedzi.
 
Atutem projektu ma być, w zamyśle jego inicjatorów, anonimowy charakter kontaktu. Rękojmię tej anonimowości mają dawać komunikatory GG i Skype. Ale warto się zastanowić, co to jest anonimowość. I jaki jej poziom ma zapewnić poczucie bezpieczeństwa osobom zgłaszającym się po pomoc. W kontakcie telefonicznym pewien stopień anonimowości można zapewnić sobie poprzez dezaktywację identyfikacji własnego numeru. Jednak Centrum wyraźnie umniejsza funkcjonalność tego kanału łączności, na rzecz komunikatorów. Nie jest to podejście profesjonalne, ani racjonalne. Dowodzi raczej dyletanctwa i braku świadomości, na czym w praktyce ma polegać „nieumiejscowiona” pomoc - nie tylko psychologiczna, ale także społeczna i prawna. Jaki jest pożytek z anonimowości dla osoby, która potrzebuje, aby sporządzić w jej imieniu pismo procesowe. Albo która zostanie skierowana przez Centrum do jakiegoś terenowego ogniwa pomocowego. A przecież właśnie koordynacja wysiłku ogniw terenowych to jest istota efektywnej działalności pomocowej. To jest obszar, w którym oficjalne, instytucjonalne podmioty nie funkcjonują stosownie do skali potrzeb. Jak ma zachować anonimowość weteran, który zwróci się o pomoc socjalną, lokalową lub medyczną? Przecież każdy podmiot korzystający z datków, musi rozliczać się z każdej wydanej złotówki. Trzeba podać kwoty i nazwiska beneficjentów pomocy. Tak więc „anonimowość” to jakiś fajerwerk, robiący wrażenie głównie na samych pomysłodawcach, ale pozbawiony wartości i merytorycznej treści.
 
Wątpliwości w tym zakresie potęguje fakt, że koordynatorka deklaruje potrzebę dysponowania przez centrum lokalem do... spotkań z poszukującymi pomocy.
 
Kolejnym przedmiotem zastrzeżeń są godziny dyżurów. Takie formy pomocy, jak linia kryzysowa, czy telefon zaufania, nie przyciągają tłumów. I nikt nie powinien tych tłumów oczekiwać. Wsparcie przez telefon to tylko wycinek działalności pomocowej. Jeśli taka pomoc ma być efektywna, to powinna być dobrze ukierunkowana. Nie wchodzi w grę interwencja kryzysowa lub terapia w odniesieniu do osoby będącej w stanie odurzenia alkoholem lub innymi środkami. Tymczasem koordynatorka projektu właśnie w ten sposób wyobraża sobie pomoc ze strony „doradców” i psychologów dyżurujących. W wyznaczonych godzinach mają oni być bezgranicznie dostępni dla każdego, kto zechce sobie pogadać „o życiu” i o swoich bojowych doświadczeniach. Praktyka pomocowa wskazuje, że pasmo wieczorne, czyli rozpoczynające się po dwudziestej, zwabia raczej osoby pijane, a nie te, które oczekują pomocy, albo którym tej pomocy można udzielić. Nie robi się terapii z pijanym.
 
Sama forma kontaktu, komunikatory, choć wydaje się nowatorska i atrakcyjna, w rzeczywistości jest bardzo ułomna. Komunikacja odbywa się poprzez wymianę treści pisemnych, przekazywanych w trybie czatu. Nie sprzyja to budowaniu dobrego kontaktu. Pamiętajmy, że wizja pomysłodawców zakłada, że kontakt zostanie podjęty on-line, z człowiekiem, o którym dyżurujący nic nie wie. I w drugą stronę: poszukujący pomocy nie ma bladego pojęcia, kim naprawdę jest osoba na drugim końcu linii. Deklaracje mogą brzmieć atrakcyjnie, ale kontakt na czacie, to nie pomoc interwencyjna, tylko rozszerzenie oferty portali plotkarskich. Więcej rozważań na ten temat znajdzie czytelnik na końcu artykułu, w suplemencie.
 
W styczniu 2014 roku w Warszawie powołano telefon zaufania dla weteranów. Linia działa pod auspicjami Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego. Poniżej podaję link do materiału prasowego:
 
 
Kierownik klinki otwarcie deklaruje, że nie spodziewa się, aby po pomoc tym kanałem masowo zgłaszali się potrzebujący. Także godziny dostępności wyznaczono inaczej, niż w Centrum. Zestawienie doświadczenia i wiedzy fachowców Kliniki z nieokrzesanym entuzjazmem amatorów Centrum i autokreacją ich koordynatorki jest porażające.
 
Pełen narastających obaw o to, czy stan psychiczny i emocjonalny osób zgłaszających się do Centrum, nie ulegnie dramatycznemu pogorszeniu, przygotowałem coś, co można określić mianem prowokacji. Po buńczucznych deklaracjach koordynatorki, wskazujących na masowy charakter zdalnej komunikatorowej pomocy, udzielanej przez Centrum, chciałem przede wszystkim sprawdzić, jak ten kontakt jest przez dyżurujących realizowany. Byłem ciekaw, z jaką reakcją spotkają się moje symulowane sygnały, sugerujące, że jestem w stanie odurzenia. Albo co odpowie mi dyżurujący, gdy dowie się, że „bijam” żonę, albo że moje dorastające dziecko cierpi na ADHD. Przygotowałem więc fikcyjną tożsamość i powołałem do życia awatar, który nazwałem Rafał Pateja. Moje internetowe alter ego zarejestrowało się na GG i na Skypie. Na Skypie jako Ralf Patton, a na GG jako „patton76” (zmieniony później na Ralf Patton). Sporo wysiłku włożyłem w opracowanie spójnego profilu psychologicznego. Chodziło nie tylko o Rafała, ale też o jego żonę i synka.
 
Na pierwszego rozmówcę wybrałem psychologa – psychoterapeutę, czyli „Beatę”. Jej dyżur przypada na środę. Było to 22 stycznia 2014 roku. Koniecznie muszę podkreślić, że było to wieczorem w tym samym dniu, gdy ukazał się wspomniany na wstępie materiał prasowy, ukazujący Centrum jako niemal lidera w sektorze interwencyjno – pomocowym.
 
Na GG Rafał Pateja zalogował się około 18-tej. Dyżur „Beaty” rozpoczynał się o 19-tej. Na Skypa udało mi się zalogować dopiero o 20-tej z minutami.
 
O 18:30 podjąłem próbę kontaktu z „Beatą”. Było pół godziny do początku dyżuru, więc nie otrzymałem odpowiedzi. Status profilu „Mundurowi24.pl” był niedostępny. I takim pozostał już do końca dyżuru. Zarówno na GG, jak i na Skypie nikt mi nie odpowiedział! Ale na tym nie koniec. O 21:02 GG poinformowało mnie, że profil Mundurowi24.pl jest dostępny (dwie minuty po zakończeniu dyżuru "Beaty"). Natychmiast wysłałem komunikat. Pozostał bez odpowiedzi. Dopiero o 23:41 (!) ktoś zdawkowo mi odpisał „hej”. A na moje pytanie sprzed kilku godzin, dotyczące formy kontaktu, odpowiedziano mi, że mogę... zadzwonić. Podobno na stronie www widnieje numer telefonu, dostępnego całodobowo. Ale taka informacja na stronie się nie znajduje. W zakładce „kontakt” znajdziemy numery telefonów do „osób funkcyjnych” projektu. Ale nie ma tam wzmianki, że któryś z telefonów oznacza możliwość „całodobowego” kontaktu kryzysowego czy interwencyjnego.
 
Tak zakończyła się misja Ralfa Pattona. Zbulwersowany tymi ustaleniami, skontaktowałem się na Facebooku z aktywistami Centrum, zadając im pytanie o to, jakie mają doświadczenia z długiego bądź co bądź funkcjonowania ich „linii kryzysowej” (początek mieli przecież jeszcze w grudniu). W artykule Dziennika Polskiego koordynatorka deklaruje:
 
- Oczywiście, nie jest tak, że każdego dnia odbieramy setki telefonów, bo ludzie na razie oswajają się z naszymi liniami, pytają, na jaką pomoc mogą liczyć. Ale już widać, że istnieje duże zainteresowanie taką formą pomocy.
 
Pytałem też, jak w praktyce sprawdzają się ich założenia dotyczące wykorzystania komunikatorów. W odpowiedzi padły ogólniki typu „bardzo dobrze” i zupełnie niezrozumiałe uniki, że „to nasza tajemnica”. Dalszy kontakt przemienił się w pyskówkę, której finałem było zerwanie łączności.
 
Tajemnica. Czy podmiot, który z impetem szarżuje w mediach i na portalu społecznościowym, może zasłaniać się tajemnicą? Czy prychanie to jest adekwatna reakcja na zgłoszone wątpliwości? Oczywiście, to co wydarzyło się w środę 22 stycznia, czyli fikcyjny dyżur, mogło być oderwanym incydentem, wypadkiem przy pracy. Mogło być następstwem niedyspozycji, albo wynikało z konieczności udzielenia przez „Beatę” pomocy w tzw. realu. Wszystko to być może. Ja jednak mam przeświadczenie, że sprawa wygląda inaczej. Obawiam się, że nie wszystkie dyżury, z deklarowanych, są realizowane. A do dyżurujących dotychczas nie zgłosił się dosłownie nikt, więc i nikogo się już nie spodziewają. Stąd właśnie ta nonszalancja, której przejawem był brak zalogowania na komunikatorach. Bulwersujące jest to, że gdy już nadeszła odpowiedź, to autor (autorka) nie próbował w żaden sposób ustosunkować się do pustego dyżuru. Nie było żadnej próby zbudowania kontaktu, żadnych sygnałów ciepła, troski i dbałości o to, żeby poszukujący pomocy poczuł, że ją otrzyma. Takiego niedbalstwa nie tłumaczy żadna okoliczność. Bo po ustaniu rzekomej przyczyny braku kontaktu, nic nie stało na przeszkodzie, aby udzielić „Ralfowi Pattonowi”, czy „pattonowi76” wyczerpującej, troskliwej odpowiedzi.
 
Centrum Pomocy Społeczno-Psychologicznej jest podmiotem w najwyższym stopniu niewiarygodnym. Jego cele są mgliste, a formy działania wątpliwe. I to zarówno w wymiarze metodologicznym, jak i etycznym. Sam sposób realizacji pozostawia tak wiele do życzenia, że trudno traktować Centrum, jako rzetelnego partnera.
 
W moim odczuciu opisane praktyki kwalifikują się co najmniej do objęcia działalności Centrum wnikliwą kontrolą. Obawiam się, że wyniki tej kontroli okażą się miażdżące. Oceniam, że jest to wydmuszka, pozbawiona jakiejkolwiek treści. Mówiąc dosadniej, omawiana inicjatywa przypomina psychologiczną wersję „Amber Gold”. Gdy pod pozorem niesienia pomocy rozkrzyczani dyletanci zaspokajają własne nieuświadomione deficyty charakterologiczne, to zagrożone zostaje bezpieczeństwo tych, którzy ufnie zgłoszą się po pomoc. Gdyby zamiast wirtualnego Ralfa Pattona pomocy ze strony wirtualnej wydmuszki oczekiwał realny żołnierz, albo funkcjonariusz, nieudolni krętacze mieliby na sumieniu jego jak najbardziej realną śmierć.
 
***
 
Wśród ilustracji do artykułu zamieściłem zrzuty ekranu dokumentujące faktyczny przebieg dyżuru „Beaty” i zawartość strony internetowej, prowadzonej przez centrum Mundurowi24.pl.
 

Suplement

Pani Monika Góra, psychoterapeutka, która obszernie wypowiedziała się w komentarzach do mojego artykułu, oferuje swoim klientom pomoc on-line. Pomoc ta wykorzystuje między innymi komunikator Skype. Stąd zapewne tak obszerne wypowiedzi Pani Moniki na temat zdalnej pomocy.

Zajrzałem na stronę poradni "Psycholokum" i znalazłem bardzo interesującą treść. Oto cytat:

Pomoc psychologiczna on-line jest szybką, nowoczesną i dyskretną formą kontaktu ze specjalistą, stworzoną z myślą o osobach, które nie mają czasu lub możliwości na wizytę w gabinecie, albo też z różnych, innych przyczyn wolą pozostać anonimowe. Rozumiejąc jak czasami trudno jest od razu „odsłonić się” przed psychologiem i opowiedzieć o swoich problemach, proponuję różne formy kontaktu, dzięki czemu samodzielnie będziecie mogli decydować o tym, na jak głęboką relację psychoterapeutyczną jesteście gotowi w danym momencie.

Pomoc on-line sprawdza się w różnego rodzaju sytuacjach, począwszy od „zwykłej chandry”, po poważne kryzysy życiowe. Dzięki niej uzyskać możecie wsparcie emocjonalne, informację o możliwych przyczynach dolegliwości lub charakterze zaistniałego problemu. Jeśli jednak problemy okażą się być bardzo złożone, a kontakt online uznany zostanie za niewystarczający, możecie liczyć na szczerą informację zwrotną i pomoc w odnalezieniu odpowiednich miejsc przeznaczonych do ich rozwiązania. Mogą bowiem zdarzyć się przypadki, w których stan zdrowia będzie wymagał typowych konsultacji terapeutycznych lub medycznych (w tym również leczenia farmakologicznego) i porada on-line nie będzie w stanie zastąpić bezpośredniego kontaktu z odpowiednimi specjalistami.

Pomoc uzyskać można w formie odpowiedzi na wysłaną wiadomość email, spotykając się na prywatnym czacie, albo umawiając się na wideokonferencję za pomocą Skype. Podobnie jak tradycyjne konsultacje, pomoc psychologiczna on-line prowadzona jest oczywiście zgodnie z zasadą zachowania tajemnicy zawodowej.

Wszystko to się zgadza.

Nowoczesna, szybka forma kontaktu. Ale ze specjalistą. I prowadzona zgodnie z zasadą zachowania tajemnicy zawodowej. Ta forma kontaktu co najwyżej uzupełnia ofertę terapeutyczną, ale nie zastąpi wizyty w poradni, gdy problemy są naprawdę poważne. Ponadto, co wynika z innych informacji na stronie poradni, ten kontakt nie polega na klikaniu w czasie rzeczywistym z człowiekiem, który nagle zgłasza się po poradę, lub chlapnął sobie kilka głębszych i naszła go ochota, by pobajdurzyć, "jak to było w Afganie". W profesjonalnym wydaniu, czyli tak, jak to ma miesjce w wypadku "Psycholokum" sesje i tak są umawiane, a warunkiem ich realizacji jest uiszczenie opłaty przez klienta. "Psycholokum", to poradnia prywatna, więc nie jest w stanie pracować za darmo. Za darmo można pomagać po pracy, co Pani Monika robi w dużym zakresie. Tak więc nawet w wypadku komunikatorów na usługach terapii, nie ma mowy o tym aby taką formę kontaktu powierzać amatorom. Nie ma też mowy o tym, aby klikać z kimkolwiek "z marszu". Jest za to wymóg gruntownego przygotowania zawodowego i etycznego.

W przypadku terapeutycznego Amber Gold, opisanego przeze mnie w artykule, nie ma mowy o spełnieniu jakiegokolwiek z tych koniecznych warunków. Alkohol, histeryczne usposobienie i cynizm, wykluczający zachowanie tajemnicy, to są elementy, których obecność po stronie oferujących wsparcie, dyskwalifikuje ich, jako podmiot pomocowy.

Dodam, że praca na tekście, czyli budowa i prowadzenie kontaktu w formie czatu, wymaga olbrzymiego wyczucia semantycznego. Klikanie, to błędy w pisowni i myślowe skróty. Profesjonalista musi oddzielić szum od informacji. Musi umieć wyczuć, jaki stan emocjonalny zaistniał u rozmówcy, bazując na urwanych zdaniach, lub chaotycznej pisaninie. Owo semantyczne uwrażliwienie i wynikająca z niego kompetencja interpretacji emocji, wymagają określonego poziomu inteligencji. Brutalnie rzecz ujmując, w wypadku założycieli "centrum" ten deficyt wydaje się najbardziej jaskrawy.


Poznaj dalszy ciąg afery Mundurowi24.pl:

Klamra Oleszczuka


 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Grafik na stronie www - stan na 30.01.2014
Grafik na stronie www - stan na 30.01.2014 Zakładka "Kontakt" - stan na 23.01.2014 Zakładka "Kontakt" - stan na 30.01.2014 Korespondencja przez GG - 22.01.2014 Korespondencja przez GG - 22.01.2014 Korespondencja przez GG - 22.01.2014 Korespondencja przez Skype - 22.01.2014 Grafik na portalu społecznościowym - stan na 30.01.2014

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo