Robert Szmarowski Robert Szmarowski
2570
BLOG

Jestę oficerę

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 4

Istniał kiedyś etos oficerski. Był to zbiór zasad, wyznaczających standard zachowania się oficera w różnych sytuacjach. W całości oparty był na jednym założeniu – oficer, to człowiek zajmujący wysokie, godne miejsce w hierarchii społecznej. Oczywiście nie każdy oficer dorastał do uzyskanego statusu, zarówno w sensie etycznym, jak i merytorycznym. Ale każdy z nas bez większej trudności, zapytany o przykłady prawdziwych oficerów, wskaże postaci znane z dawnych czasów, z okresu przedwojennego i z lat drugiej wojny światowej.

Niektórzy z nas odnajdą także w epoce PRL godne szacunku osoby, które po oddzieleniu od nazwijmy to rysu systemowego, z pewnością mogłyby stanowić wzorzec ogłady i godności oficerskiej.

A co mamy teraz? Są, oczywiście wciąż są prawdziwi, szacunku godni oficerowie. Ale ani Wojsko, ani żadna z pozostałych formacji, nie dysponuje już nawet skodyfikowanym zbiorem reguł, składających się na całokształt bycia oficerem. W okresie PRL jeszcze taki zbiór funkcjonował.

Oficer, w ujęciu merytorycznym, jest dowódcą. Są dowódcy plutonów, kompanii, są dowódcy batalionów etc. Aż po szczyt – dowódcy rodzajów wojsk, albo komendanci innych formacji. Mają swoje sztaby, swoich adiutantów. To wszystko też są oficerowie. Oficerów jak mrówków. Tylko wzorców już ani na lekarstwo.

Oto do Koszalina przybywa w 2013 roku oficer. Pułkownik. Obejmuje dowództwo nad szkołą, kształcącą kadry mundurowej formacji. Po krótkim okresie aklimatyzacji, oficer rozpościera skrzydła do lotu. Stopniowo zamienia szkołę w kolonię karną. Nie sam, nie sam. Pomagają mu inni oficerowie. Do tej pory nie mogli w pełni ujawnić swych talentów, ale właśnie nastał ich czas. Zero szacunku do podwładnych, choć to oni dają z siebie wszystko, aby praca i służba przynosiły efekty. Mówimy o szkole, a więc o instytucji opartej na kreatywności, samodzielności i otwarciu na dorobek współczesnej nauki.

Ale pułkownik, otoczony gromadą sobie podobnych, woli inaczej. Woli prywatę, butę, pogardę. Jak ten człowiek będzie dowodził, gdy zaistnieje taka konieczność? Na placu apelowym może czuć się bogiem, a na odprawach cieszyć się okazywaną mu plemienną uniżonością, należną kacykom. Ale w obliczu realnych wyzwań? On, jego tchórzliwy, agresywny zastępca, jego tępy pełnomocnik do różnych informacji, niekoniecznie niejawnych. A w centrali doskonale wiedzą, jaki poziom reprezentuje sobą ów oficerski klub. I gdy przyjdzie co do czego, to takich dyletantów nawet nikt nie będzie próbował ewakuować do Rumunii.

Szkoda tylko tych podwładnych. Bo nie po to wstępowali do służby, aby użerać się z kimś, kto nie ma bladego pojęcia o zarządzaniu, budowaniu autorytetu, ani o godności osobistej.


Przeczytaj także: Straż Graniczna - Biuro Spraw Wewnętrznych lubi ciszę


 

Zobacz galerię zdjęć:

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka