Robert Szmarowski Robert Szmarowski
14618
BLOG

Straż Graniczna Koszalin - podwładny trafił do szpitala

Robert Szmarowski Robert Szmarowski Polityka Obserwuj notkę 3

W dniu 5 maja 2015 roku, po rozmowie z zastępcą komendanta, funkcjonariusz wylądował w szpitalu.

Poniżej przedstawiam obszerniejszy materiał, ilustrujący "stosunki" w COSSG.
__________

Wyciąga rękę, markując powitanie. Gdy podwładny odwzajemnia gest, słyszy takie oto "libretto":
- No, to chyba przełożony pierwszy podaje rękę.

Komu tak chodzi rączka? Kto ma takie zadatki na parkinsonizm?

Płk SG Jarosław Suszek. Zastępca właściwy w sprawach dydaktycznych.

Zna się na robocie, bez dwóch zdań. Podczas hospitacji dostrzeże okrycia wierzchnie słuchaczy, powieszone na... oparciach krzeseł. Dostrzeże też "nieład w serwisie kawowym". Prawda, że merytorycznie brzytwa?

W wolnych chwilach gapi się przez okno. Gdzie kto idzie, jak się ubrał. A sam?

A sam w 2008 roku spowodował stłuczkę, prowadząc "pod wpływem". Mimo upływu czasu, niezmiennie ludzie buchają śmiechem, na wspomnienie, w jaki sposób tłumaczył się przełożonym:

- Wypiłem wczoraj piwko, kosząc trawnik.

Ale przetrwał. Przetrwał nie tylko w formacji, choć normalnie za takie pijackie wybryki funkcjonariusz leci do cywila i to na zbity pysk. Przetrwał też na stanowisku. Podobnież w stolicy jest mocno "ukorzeniony".

Jest to człowiek, który w chwilach słabości sam przyznaje, że cechuje go "pewna nadpobudliwość". To zapewne ta przypadłość sprawia, że nikt w jego otoczeniu nie może być pewien, jak się zakończy interakcja z Zastępcą. Publiczne połajanki, upokarzające komentarze i obelżywe aluzje, trwale cechują jego relacje z podwładnymi. Ale nie tylko. Nawet wobec funkcjonariuszy z innych jednostek, o ile nie dorównują mu rangą, lubi "błysnąć odwagą". W 2014 roku, na sympozjum z udziałem ekspertów ze Straży Granicznej, w trakcie przerwy, napadł na funkcjonariusza z Morskiego Oddziału SG. Pretekstem było to, że ów funkcjonariusz podjął polemikę z prowadzącym profesorem. Być może funkcjonariusz przesadził. Ale z pewnością nie zasłużył na to, aby go zbesztano w obecności sporej grupy innych funkcjonariuszy. Nota bene zbesztany ma stopień naukowy doktora.

Można powiedzieć, że płk SG Jarosław Suszek jest człowiekiem zrównoważonym. Jego buta wobec podwładnych równa jest serwilizmowi wobec przełożonych.

"Szorstka przyjaźń" między komendantem a zastępcą, to tajemnica poliszynela. Ale po kilkumiesięcznej kwarantannie, panowie osiągnęli porozumienie. Starają się nie wchodzić sobie w drogę. Na odprawach wygląda to tak, że komendant pozwala sobie na wiele wobec zastępcy, co ten kwituje żenującymi umizgami.

Jak płk SG Jarosław Suszek został zastępcą komendanta w Koszalinie? Przeniesiono go z ośrodka w Kętrzynie, gdzie był... komendantem.
__________

Komendant ośrodka, płk SG Grzegorz Skorupski, dosiadał się do pojazdów, będących w dyspozycji słuchaczy.

Komendant przyszedł do Koszalina z Warszawy. Mieszkaniec apartamentu w hotelu ośrodka, beneficjent pokaźnego uposażenia, przez rok na chama wpraszał się kursantom do pojazdów służbowych.

Jak to wyglądało? Dzwoni telefon: - Przepraszam, czy na pana kursie są słuchacze z Warszawy, bo pan komendant chciałby się zabrać?

Jeden telefon? Oooo, naiwni... Zaraz po pierwszym, dzwoni telefon drugi, trzeci... Trudno zliczyć szlaki, którymi wędrował impuls. A na wszelki wypadek do sali, gdzie odbywają się zajęcia, wkracza Herold. Naczelnik w randze podpułkownika. - Bardzo przepraszam, ale w imieniu pana komendanta mam takie pytanie...

W co najmniej jednym przypadku, ta praktyka skutkowała tym, że funkcjonariusz kierowca nie wrócił do domu w piątek po szkoleniu, a dopiero w sobotę przed południem. Czemu? Chłopak co prawda służy w "warszawce", ale mieszka daleko od niej na wschód. Cesarz Grzegorz tak rozwinął koncert życzeń, że funkcjonariusz po odstawieniu służbowej bryki, nie zdążył już na ostatni pociąg.
_________

Głośno jest ostatnio o zajęciach z w-f na chorążówce.

Wysoki rangą prowadzący tak się zezłościł na Grupę 20, że rozkazał bieg na Górę Chełmską. Bieg, można powiedzieć, na oślep. Bo najpierw padło polecenie, a potem grupa ruszyła biegiem przez przejście dla pieszych.

Bardzo był blady, gdy od kursantów usłyszał kwalifikację prawną czynu.

W ogóle te chorążówki w Szaolin wyglądają specyficznie. Jest Oficer od Butów, który sprawdza na każdym apelu, czy aby "stare wojsko" buty zapastowało. Jest Oficer od Zarostu, który sprawdza, czy się doświadczone sierżanty aby ogoliły.

Grzesiek ogłosił, że to właśnie słuchacze chorążówek dają przykład młodzieży. No tak. Skoro młodzież nie może się wzorować na komendancie i jego zastępcy, to powinności wychowawcze spadają na podoficerów.

Oto jak się sprawy mają w tej szkole, która jeszcze całkiem niedawno była swego rodzaju Oxfordem, na tle szkolnictwa zawodowego służb mundurowych.


Oto garść szczegółów, dotyczących incydentu. I kilka opisów wzbogacających obraz sytuacji.

Oficer poszedł do pułkownika Suszka, aby debatować z nim na temat wykorzystania środków z tzw. Norwega, czyli norweskiego funduszu wspierającego cośtam srośtam. Sprawa jest poważna, bo tej kasy Norwedzy sypnęli sporo, ale aby z niej skorzystać, to "trza umić" się poruszać w kilku obszarach.

Tymczasem pan zastępca umie tylko jedno: tak długo zwlekać z podpisaniem kwitów, jak tylko to możliwe. W tym celu albo go nie ma w gabinecie, albo najprostsze pisma są przerabiane po kilkadziesiąt razy, bo... (garść cytatów)

"Za mało politycznie napisane"
"Skoro to jest kurs, to w treści pisma nie może się znaleźć słowo szkolenie"
"Tu brakuje mojego wydrukowanego nazwiska, a standard Komendy Głównej mnie nie interesuje"
"Tu nie może być że. Bardziej zasadne będzie ".

Zwlekać tak długo, jak się da, a gdy już się nie da, całą odpowiedzialność zrzucić na podwładnych. Historyjka:

W jakimś 2009 roku Ośrodek nawiązał współpracę z placówką szkoleniową innej służby. Zakres współpracy dydaktycznej dotyczył pracy operacyjnej. Do Koszalina przyjechało dwóch wykładowców i cały dzień trwały treściwe uzgodnienia na szczeblu merytorycznym, wykonawczym. W efekcie obie strony rozstały się w przekonaniu rychłego kolejnego spotkania, tym razem już w ramach szkolenia, którego formułę skrupulatnie wypracowano. Rok później... Tak! Rok później ci sami wykładowcy przybyli ponownie. Mijały lata. W końcu obaj panowie zdążyli odejść do cywila, ale wciąż, już jako eksperci zewnętrzni, byli gotowi do współpracy. No tak, ale na rynku edukacyjnym, inaczej niż w służbach, za kompetencje się płaci. Stawka za godzinę, to jakieś 80 - 100 PLN na rękę. Tydzień szkolenia, dwóch prowadzących. Razem będzie 10 tysięcy.

Gdy wreszcie wszystko zostało zapięte na ostatni guzik, a część narady z ekspertami toczyła się w obecności komendanta Skorupskiego i radcy przysłanego z Komendy Głównej SG, nadeszła pora, aby złożyć finalny podpis. Kierownik komórki dydaktycznej, który po ten podpis poszedł, usłyszał od pana Suszka: - Nie mam sumienia, żeby tak trwonić pieniądze.

"Nie mam sumienia", to się zgadza. 2009 - 2014. Piękny jubileusz. Aż wreszcie, gdy już wyczerpały się wszelkie możliwości lawirowania, Zastępca Komendanta COSSG łaskawie podpisał kwity.

To tylko drobny przykład. Ale tak właśnie sprawuje swoją funkcję płk SG Jarosław Suszek.

Wracając do "Norwega". No właśnie odbyło się to jak zwykle. Przepychanka ciągnie się od miesięcy. Terminy coraz bardziej pilą, roboty nie ubywa, a pan i władca w najlepsze sabotuje procedury. W efekcie, gdy już powstaje pole do działania, czynności realizuje się w alarmie, na ostatnią chwilę.

Edukacja w trybie alarmowym? Planowanie z godziny na godzinę, choć nie prowadzimy wojny, ani nie było powodzi stulecia? Tak więc oficer wyszedł od Zastępcy w stanie, który kwalifikował go na SOR.

Karetki nie wezwano. Funkcjonariusz trafił do szpitala, a kierownictwo jednostki organizacyjnej intensywnie pracuje nad zatuszowaniem incydentu.


Reorganizacja:

Komenda Główna narzuciła kwoty redukcji. "Na tym i na tym etapie zredukować liczbę etatów o tyle i tyle". Grzegorz Skorupski wyprężył się i dziarsko potwierdził otrzymanie zadania. - Tak jest, panie Generale Dominiku Traczu, któryś mnie tu w swej łaskawości namiestnikiem uczynił!

No tak, ale komendant główny wie tyle, ile mu powiedzą. A jeśli zatają? No to wie nie wszystko.

Po reorganizacji, ucięto tak dużo etatów w pionie logistycznym, że dosłownie po kilku dniach trzeba było oddelegować wykładowców na wzmocnienie do logistyki.

Skorupski miał obowiązek, odbierając zadanie, zgłosić zastrzeżenia. To jest obowiązek wynikający z powinności zarówno dowódcy, jak i oficera. Miał obowiązek poinformowania swoich przełożonych, że narzucone kwoty redukcji stanu etatowego są nieracjonalne, nierealistyczne i będą skutkowały szkodą służbie.

Ale Skorupski wolał ochoczo warczeć, aby potem zaj*ć na metrze kwadratowym własnych podkomendnych.

Osobnym aspektem tej poronionej operacji jest słowotwórcza aktywność wodogłowych fachowców od sabotażu.

Jeden przykład, który naprawdę tylko ledwie ledwie oddaje poziom tych, którzy grzebali przy "reorganizacji":

W szkołach Straży Granicznej są wydziały. To komórki, które logistycznie wspierają proces dydaktyczny. A komórki, które go realizują, to zakłady (dawniej dumnie zwane katedrami).

Jedna z komórek w Centralnym Ośrodku Szkolenia Straży Granicznej w Koszalinie nazywa się...

Zespół Rozpoznania Operacyjnego Zakładu Operacyjno Rozpoznawczego. Czuwaj!


Listopad 2014:

1. Po raz pierwszy w historii istnienia, Ośrodek nie wystawił pododdziału reprezentacyjnego na uroczystości pod pomnikiem Marszałka Piłsudskiego, którego ma za patrona.

2. Komendant Skorupski pojechał pyknąć sobie w siatkówkę, w składzie reprezentacji Ośrodka na turniej w Kętrzynie. Akurat w tym czasie, gdy nadchodzący z końcem listopada koniec roku budżetowego, wymagał kluczowych decyzji w sprawach finansowych.

Sport, wspaniała idea. Ale komendant bierze kosmiczny szmal za to, aby Szkoła się rozwijała, a nie za metodyczne animowanie procesów rozkładu.


Mail do Głosu Koszalińskiego:

Szanowni Państwo,

Nazywam się Robert Szmarowski. Jestem majorem rezerwy SG. Od początku lutego 2008 do końca marca 2015 służyłem w Centralnym Ośrodku Szkolenia Straży Granicznej w Koszalinie.

Na początku maja br. w Ośrodku miał miejsce dramatyczny incydent. Podwładny po rozmowie z zastępcą komendanta, wylądował w szpitalu. Różne niedobre historie zdarzały się w Ośrodku w okresie, gdy byłem tam wykładowcą. Ale to, co dzieje się od momentu, gdy stanowisko komendanta objął płk SG Grzegorz Skorupski, woła o pomstę do nieba. Publicznie, na swoim blogu, podnosiłem ten problem. Na tyle, na ile występujący imiennie oficer może sobie na to pozwolić.

Majowy incydent pokazuje, że sytuacja stała się alarmująca. Poniżej zamieszczam link do swojej publikacji, w której przedstawiłem opis zdarzenia i szersze tło problemu.

http://mundurowi.salon24.pl/645662,straz-graniczna-koszalin…

W każdej chwili służę Państwu dodatkowymi informacjami. Mój numer telefonu: (...).

Z poważaniem

Robert Szmarowski


Dowiedz się więcej o patologiach w COSSG:

Kto po nas posprząta - Panie Sprzątaczki, to łatwy cel, bo milczący.

Ręczne numerowanie stron - XXI wiek, a wykładowcy bawią się w benedyktyńskich skrybów.

Fotografia dnia - krótka analiza opcji, umożliwiających nagłośnienie patologii.

Deklaracja wojny - sprawcy nadużyć nie mogą czuć się zaskoczeni.

Anegdotki koszarowe - gdy już nic nie można, można przynajmniej wyśmiać drani.

Utraciłem zdolność dyscyplinarną - osobista uwaga w randze epilogu.


 

Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka